Dla kogo tłumaczę? O lojalności tłumacza wobec autora, odbiorcy, tekstu oryginalnego i przekładu. lojalność tłumacza

Bez tłumacza pozostałe ogniwa układu translacyjnego, czyli autor, tekst oryginalny, tłumaczenie i odbiorca, nie mają szans wejść w trwałą relację. Co ogranicza osobę tłumaczącą? Wiedza, talent oraz lojalność, czyli odniesienie do potrzeb autora oryginału, odbiorcy przekładu lub… zleceniodawcy.

O adekwatności tłumaczenia słyszy każdy uczestnik studiów filologii języka obcego, niezależnie od wybranej specjalizacji. Chodzi przecież o to, aby przekazać odbiorcom pewną ważną wiadomość, zdekodować i zakodować z mowy obcej na naszą. Kto zagłębia się w sztukę tłumaczenia, wie, że na rzetelność przekazu składają się nie tylko dwa (lub więcej) umowne kody. To również lokalizacja – dostosowanie tłumaczenia do warunków kulturowych odbiorców, umiejscowienie w sposób zrozumiały i budzący emocje jak w oryginale rozmaitych metafor, porównań i powiedzeń. Czy to wszystko? Wiadomość, emocje i sukces? Sporo mówi się o adekwatności tłumaczenia, o lojalności – mniej.

Czym jest lojalność tłumacza?

Zacznijmy od definicji słownikowej. Lojalność (według Wielkiego Słownika Języka Polskiego PAN) to cecha kogoś, kto zachowuje komuś wierność i jest wobec niego uczciwy. Encyklopedia PWN dodaje: Lojalność to postawa moralna polegająca na zachowaniu się wobec kogoś tak samo w jego obecności, jak i podczas jego nieobecności. W kontekście tłumaczenia lojalność odnosić się będzie po prostu do bycia fair.

Lojalność tłumacza to także tytuł pracy dr habilitowanej Uniwersytetu im. Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie, Agaty Brajerskiej-Mazur. Naukowczyni bada, jak relacja między tłumaczem a tłumaczeniem kształtowała się przez wieki. Udowadnia, iż tłumaczenie traktowano raz jako proces twórczy, innym razem odtwórczy, zależnie od założeń, nastrojów i „trendów” epoki. We wstępie pracy Brajerska-Mazur cytuje Wacława Borowego z publikacji Dawni teoretycy tłumaczeń, który tak pisze o tłumaczeniach czasów renesansu: Nie to było ważne, w jakim stosunku nowe dzieło pozostawało do dawnego, ale to, czy było dobre; (…) Granica między przekładem, parafrazą, naśladownictwem a utworem oryginalnym była płynna i nieistotna. Można wywnioskować, iż do wieku XVIII nikt nie dochodził praw autorskich.

Rozważanie teorii tłumaczenia rozpoczęło się na dobre w wieku XIX, gdy wyodrębniono dwie metody tworzenia przekładu: egzotyzację i adaptację. Pierwsza polegała na pozostawieniu autora w spokoju i podprowadzeniu do niego czytelnika (inaczej wyobcowanie, defamiliaryzacja, przekład oporny), druga na przedstawieniu autora w środowisku naturalnym dla odbiorcy (inaczej przyswojenie, udomowienie lub przekład przezroczysty). (…) Gdzie umiejscowić lojalność tłumacza – tj. komu i czemu ma on dochować wierności? – zastanawia się Brajerska-Mazur, podobnie jak wielu naukowców i tłumaczy na całym świecie.

Cel uświęca środki – tę regułę stosuje się w przekładzie

Po dziś dzień trwa spór, który element procesu translacyjnego jest najważniejszy i wobec czego/kogo podporządkować kierunek przekładu. Czy w imię szacunku do myśli autora zachować informacyjną esencję jego dzieła czy oddać zabawę słowną poety na rzecz porzucenia szczegółów opisu przyrody w liryce? Wątpliwości pojawiają się nie tylko w literaturze pięknej czy beletrystyce, ale również w słownictwie specjalistycznym. Dylematy tłumacza. Zastosowanie pięciu typów ekwiwalencji Kollera oraz modelu bezpośredniego i pośredniego Vinay i Darbelnet w tłumaczeniu terminologii medycznej z języka angielskiego na polski – zastanawia się dr Łukasz Zarzycki, a to tylko jeden z wielu tytułów publikacji naukowych na temat sposobu dokonywania przekładu.

Pewnego rodzaju rozwiązaniem dylematu lojalności tłumacza może być teoria zaproponowana przez Hansa Vermeera i Katharinę Reiss. Według niemieckich naukowców kierunek tłumaczenia określa jego cel – i autor z dziełem oryginalnym może znajdować się na drugim planie. W teorii przekładu nazywa się to regułą skoposu (od gr. skopós  – cel, znacznik). I o ile zleceniodawca tłumaczenia wymaga standardowego przekładu dokumentów urzędowych z języka angielskiego na polski, zgodnie z przyjętą w naszym kraju terminologią, teoria sprawdza się bez zarzutu. Co jednak, gdy sponsor nakazuje z dramatu Byrona zrobić satyrę lub przetłumaczyć go w taki sposób, by na scenie mogły odtworzyć go wdzięczne sześciolatki? Czy to moralnie wątpliwe?

Tłumaczenie ocenia odbiorca

Zastanawianiu się niech towarzyszy scenka rodzajowa z domu autorki niniejszego artykułu. Dzieci, słuchając niedawno wypożyczonej z biblioteki kolejnej historii o przygodach Martynki (to seria ok. 60 książeczek autorstwa Belga Gilberta Delahaye’a), nudzą się, jak nigdy wcześniej. Proponują w końcu: „Może coś innego?”. Poprzednie opowiadania przyjmowały z zaciekawieniem, reagowały uśmiechem. Różnice w stylu pisania można zauważyć po przeczytaniu kilku akapitów… Sprawdzamy okładkę. Martynka… w tłumaczeniu Liliany Fabisińskiej to nie to samo, co opowiadana przez Wandę Chotomską.

W oryginale może i historie były bardziej statyczne, informacyjne, stonowane, jednak to mistrzyni historii dziecięcych Chotomska przyzwyczaiła polskie dzieci do przygód barwnych, często rymowanych i okraszonych znanymi piosenkami. Jej przekład, choć odchodzący od oryginału, polubili najmłodsi czytelnicy. Cel został spełniony.

Czy lojalności w tłumaczeniu można się nauczyć?

Lojalność w tłumaczeniu to temat roztrząsany na setkach przykładów w publikacjach naukowych o tematyce teorii przekładu. W wydawanym przez Uniwersytet Jagielloński magazynie Przekładaniec, w jednym tylko numerze  połowa tekstów traktuje o odcieniach relacji tłumacza z przekładanym dziełem i jego autorem. (Warto zaznaczyć, iż ów 40 numer periodyku skupia się na tłumaczeniach dzieł literackich). Snježana Veselica-Majhut bada Trudności związane z przekładem elementów kulturospecyficznych w literaturze kryminalnej: przykład Chorwacji, Józefina Inesa Piątkowska natomiast analizuje indywidualny styl Zuzanny Ginczanki w oryginale i w przekładzie na język ukraiński, tytułując pracę Dziewictwo utracone.

Oj, dostaje się Jarosławowi Poliszczukowi, którzy tłumaczył wiersze poetki na ukraiński, dostaje! Za zubożenie stylu Ginczanki, rezygnację z przekładu elementów takich jak metaforyka energii wertykalnej i horyzontalnej przyrody, za zaniechanie w tworzeniu za poetką neologizmów, za zmianę form z żeńskich na męskie, z ukierunkowanych emocjonalnie na obojętne. Tłumacz miał trudne zadanie. Jak pisze Piątkowska, Ginczanka w każdym niemal wierszu zawiera poniższe elementy: 1. fonetyczną wyrazistość; 2. powtórzenia leksykalne i gramatyczne; 3. neologizmy; 4. metafory i porównania; 5. humor. Czy lojalność będzie zawsze skutkiem zamierzenia, czy wypadkową wiedzy i talentu?