dwujęzyczność zamierzona dziecka„Dlaczego udaje Pani obcokrajowca?” – to pytanie, zadane na ulicy matce Polce, zwracającej się do swojego dziecka po angielsku, nie jest szczytem taktowności. Czym jest dwujęzyczność zamierzona i czy w Polsce roku 2024 budzi jeszcze kontrowersje?

Dwujęzyczność zamierzona to sytuacja, w której rodzic/rodzice/opiekun/opiekunowie zwraca bądź zwracają się do dziecka w języku innym niż język lokalnej społeczności (kraju, w którym żyją), jak również innym od jego/ich języka ojczystego. Terminu „dwujęzyczność zamierzona” użył po raz pierwszy słowacki lingwista Jozef Stefànik, który obserwacje do pracy naukowej wykonywał we własnym domu, wychowując swoją córkę Natalie w języku słowackim i angielskim.

Początki badania dwujęzyczności

Stefànik chciał obalić mity związane z dwujęzycznością w ogóle. W swojej pracy „Intentional Bilingualism in Children”[1], w rozdziale „Bilingualism” przywołuje, iż Badania nad dwujęzycznością zyskały na intensywności dopiero w obecnym stuleciu, zwłaszcza od lat dwudziestych. Głównym przedmiotem zainteresowania językoznawców i psychologów był wpływ dwujęzyczności na rozwój myślenia i inteligencji (tłum. własne). W krajach wyżej rozwiniętych w początku XX w. panowało przekonanie, iż ludzie dwujęzyczni mają problemy z wymową i ekspresją, dysponują ograniczonym zasobem słownictwa, a także są mniej inteligentni. Pogląd zaczął zmieniać się w latach pięćdziesiątych, gdy wśród osób dwujęzycznych przeprowadzono faktyczne badania i dostrzeżono pozytywny wpływ jednoczesnej nauki dwóch języków w okresie wczesnodziecięcym na rozwój mowy i myślenia. Dziś naukowcy są ostrożni w ferowaniu tez. Mają na uwadze, iż dwujęzyczność to w każdym przypadku osobna historia.

Doświadczenia mówiących po angielsku rodziców

Justyna Winiarczyk, w sieci znana jako English Speaking Mum, na swoim kanale w serwisie YouTube[2] publikuje wypowiedzi mam, które mają doświadczenie w prowadzeniu dzieci w dwujęzyczności zamierzonej. Niektóre z nich nie czuły się pewnie w samym porozumiewaniu się po angielsku i dzieliły przy tym powszechną obawę, iż pociechy przejmą ich błędy gramatyczne, leksykalne lub zły akcent. Rodzice czuli, że brakuje im słownictwa, a także (lub przede wszystkim) poparcia rodziny dla nietuzinkowej idei wychowania. Dwujęzyczność zamierzona, mimo początkowych trudności, które zdarzają się wielu na tej drodze, przyniosła nieoczekiwane korzyści. Rodzice odświeżyli swoje słowniki, a obserwując porozumiewające się po angielsku małe dzieci, zyskali poczucie, iż dają im na start niezwykły prezent. W filmiku wypowiada się mama czwórki, która właśnie zaczęła wprowadzać swoim dzieciom trzeci język. Wniosek: nikt nie mówi, że mówienie do dzieci po angielsku to łatwe przedsięwzięcie, ale można? Można!

Czy dwujęzyczność zamierzona szkodzi dzieciom?

Rodzice obalają mit, iż pociechy przejmują akcent czy błędy. Nie są w końcu jedynymi nauczycielami angielskiego dla swoich dzieci, które chłoną język na lekcjach i zajęciach dodatkowych, z gier planszowych, książek i materiałów wideo. Dwujęzyczność zamierzona przeszła w opinii publicznej podobną drogę, jak tradycyjna – kilkadziesiąt lat później. Mówienie do dzieci w języku innym niż ojczysty postrzegano jako fanaberię i „mieszanie dzieciom w głowach”. Przyswajanie języka obcego równolegle z ojczystym miało zaburzać rozwój mowy w tym drugim, co dla wielu patriotycznych Polaków było nie do przyjęcia.

Jak zauważa doktor Sonia Szramek-Karcz w pracy „The Success of Non-Native Bilingualism in Poland”[3], dwujęzyczność zamierzona wzbudzała w naszym kraju duże kontrowersje. Ludzie byli skłonni do komentowania, wyrażania swojego niepochlebnego zdania o mówieniu do dziecka po angielsku na placach zabaw, w sklepach czy innych miejscach publicznych. Stwierdzali: „małżonek/małżonka pewnie jest obcokrajowcem”, nie znajdując innego uzasadnienia dla zwracania się dziecka w innym języku. Sonia Szramek-Karcz podsumowuje, iż krytyka dwujęzyczności wiąże się nierozerwalnie z polskim pojęciem sukcesu – a to zaczęliśmy kopiować w latach 90. XX w. od krajów zachodnich („rodzic udaje obcokrajowca”).

Dwujęzyczność zamierzona – prezent na start

Dzieci dwujęzyczne, czy to z rodzin mieszanych czy też homogenicznych pod względem języka ojczystego, świetnie mówią w obydwu językach, nie mają problemu z przyswajaniem nowych informacji ani budowaniem swojej tożsamości. To tak ogólnie. Dr Szramek-Karcz podkreśla, iż efektywność dwujęzyczności zamierzonej zależy od indywidualnej sytuacji rodzinnej, środowiskowej i składa się na nią wiele czynników. Na szczęście głosy krytyki – słyszane głównie od rodziny i na ulicy – powoli milkną.

Niechęć do dwujęzyczności zamierzonej opiera się na kruchych podstawach. Warto pamiętać, że Polska jest monojęzykowa od ok. 80 lat. Przed II wojną światową był to kraj wielokulturowy (Polacy stanowili od 64 – 69% ludności), który brzmiał po polsku, białorusku, ukraińsku, litewsku i w jidysz. Wielość języków w środowisku czy nawet zwracanie się do dziecka raz po polsku, raz po angielsku w sposób naturalny nie przynosi szkody, za to nauka języka „na siłę” może skutkować niechęcią do przyswajania języków obcych. A tę odczaruje tylko dobry nauczyciel.

[1]w: „Human Affairs”, 6, 1996, 2, 135 – 141, https://www.degruyter.com/document/doi/10.1515/humaff-1996-060205/pdf

[2]„10. Co jest trudne w dwujęzycznym wychowaniu? Podcast dla rodziców. Dwujęzyczność zamierzona”, https://www.youtube.com/watch?v=dGmfppn0NUc

[3]W: „Lingwistyka stosowana” 17: 2/2016, 93-102