tłumacz języka hiszpańskiego

Mniejszość latynoska w Stanach Zjednoczonych wciąż zyskuje na znaczeniu. Wraz z nią hiszpański, którego i Amerykanie uczą się coraz chętniej. Komu ów język jednak przeszkadza? Czy ma szansę zdobyć pozycję na równi z angielskim?
Na ekranach telewizorów w stanie Arizona wieczorami pojawia się niejaka panna Ruiz. Pracuje dla serwisu informacyjnego, prezentuje newsy. W języku angielskim, rzecz jasna, więc dziwi się komentarzom niektórych słuchaczy: jesteśmy w USA, mów po angielsku. Przecież mówi, a na uwagi odpowiada z uśmiechem: miałam szczęście wychowywać się w dwujęzycznym środowisku, dlatego pewne słowa wypowiadam tak, jak powinno się je wypowiadać. O jakie wyrazy chodzi? Gdy tylko prompter wyświetli wywodzące się z hiszpańskiego pojęcia, wychowana w Kolumbii Ruiz wypowiada je z właściwym akcentem. „Mexico” to u niej nie „meksikoł”, lecz „mehhiko”; imię „Mesa”, które Amerykanie wypowiadają „Mejsa”, to „Messah”.

Jak Lucy z „Rancza”

Czy jest o co robić raban? Wyobraźmy sobie, że polskie wiadomości telewizyjne prezentuje człowiek wychowany w rodzinie polsko-angielskiej, z doskonałą znajomością obydwu języków. W kontekście ostatnich wydarzeń, mówi o „ospa-party”, zapowiada, że Harrison Ford weźmie udział w nowej części przygód Indiany Jones’a i informuje o ochłodzeniu stosunków na linii Warszawa – Waszyngton. Jeśli zasymilowane z polskim językiem „party” wypowiadałby jako „ˈpɑːrti„, zakręcałby „r” w twardobrzmiącym, spolszczonym „Harrison”, a z Waszyngtonu zrobił „Łaszington”, irytowałby Polaków niczym Lucy z „Rancza” lub Wujek Dżek, który po 10 latach spędzonych w Stanach, przyjeżdża do nas na święta. Może więc ci o wrażliwym słuchu mają prawo prosić o amerykański akcent we własnym kraju? Z drugiej strony, wymawianie wyrazów zgodnie z zasadami języka pochodzenia może wytwarzać komunikacyjną barierę. Czy Amerykanin zrozumie „pie-ro-gi” czy raczej trzeba by powiedzieć „py-ro-gis” zmiękczając „y” i zakręcając „r”?

Latynosi w „swoich” amerykańskich miastach

A jeśli chodzi o coś więcej niż niewinne podrażnienie bębenków? Latynosi to największa grupa mniejszościowa w USA, stanowią 15% spośród 80-procentowej, białej części społeczeństwa. Językiem hiszpańskim posługuje się 10,7% ludności Stanów Zjednoczonych. I bez statystyk wiemy, jak ważną rolę przybysze z Ameryki Środkowej i Południowej pełnią w tym kosmopolitycznym społeczeństwie – najlepszym źródłem jest popkultura. Seriale telewizyjne i internetowe (np. „Orange is the new black”, „You, me and the apocalypse”) pozwalają zaglądnąć za mury amerykańskich więzień – w niemal każdym przedstawionym, wśród osadzonych znajduje się zorganizowana, używająca hiszpańskiego na co dzień, grupa latynoska. Z kolei prowadzony w stylistyce telenoweli tasiemcowej „Jane the Virgin” przedstawia perypetie grupy mieszkańców nazywanego „Stolicą Ameryki Łacińskiej” Miami. To drugie amerykańskie miasto, w którym ponad połowa mieszkańców uznaje hiszpański za swój język ojczysty.
Przewiduje się, że do roku 2050 język hiszpański będzie pierwszym językiem Stanów Zjednoczonych.

Tu jest Ameryka…

W „Jane the Virgin” (ten interesujący tytuł opowiada o przygodach dziewicy Jane, dla której rutynowy zabieg w klinice ginekologicznej okazuje się być przypadkowym zapłodnieniem) dyplomatycznie hiszpański nie wychodzi poza ściany domostw, a i w tym wypadku posługuje się nim wyłącznie najstarsze pokolenie i aktorzy na potrzeby latynoskiej telenoweli. Jakby twórcy chcieli podkreślić: tu jest Ameryka. A być może i w sprawie Vanessy Ruiz nie chodziło o akcent, lecz o język coraz bardziej wpływowej grupy imigrantów.

…ale potrafimy też mówić Waszym głosem

Trwająca kampania prezydencka udowodniła, że pominięcie w targetowaniu tak licznej grupy może jednak obrócić się na niekorzyść kandydata. Jeb Bush, pretendent do nominacji z ramienia republikanów, wzbudza wśród latynoskiej mniejszości sympatię. Mając za żonę meksykańską Amerykankę, płynnie mówi po hiszpańsku i w tym właśnie języku kieruje do znanej nam mniejszości obietnice wyborcze. Postawa nie przypadła do gustu m.in. Donaldowi Trumpowi, który stwierdził, że pan Bush „powinien dawać przykład, w Stanach Zjednoczonych mówiąc po angielsku”. Busha rozumieją jednak nie tylko Latynosi, ale i Amerykanie innego pochodzenia – hiszpański jest bowiem najczęściej wybieranym do nauki językiem obcym w szkołach i college’ach, a tym samym drugim najczęściej używanym językiem w Stanach.
Czy w perspektywie kilkudziesięcioletniej cała Ameryka będzie hablar español? Z pewnością nie, choć trendy wskazują, że “prawidłowemu” wypowiadaniu wyrazów staje się zadość, człowiek obyty chce bowiem wykazać się choćby małostkową znajomością innych języków. Latynoskie nastolatki już używają slangu “spanglish”, w mowę angielską wtrącając hiszpańskie zwroty – wypowiadane, jak podręcznik fonetyczny przykazał.