Tajniki mobilnej translacji – elektroniczne translatory i słowniki

Rozwojowi technologii nie ma końca… Wspomagające tłumaczenie elektroniczne gadżety z każdym rokiem powiększają zasób słownictwa, ale i dodatkowych funkcji. Czy mobilne translatory staną się w końcu na tyle adekwatne, by móc podbierać tłumaczom z krwi i kości stałych klientów? Zajrzyjmy do ich wnętrza.

A to może być niezwykle przestronne. W pamięci najlepszych dostępnych na rynku dwujęzykowych translatorów znajdują się: ponadmilionowy zasób słów, konwerter stref czasowych i miar, kilka gier, a także syntezator mowy. Do urządzenia dokupić można ok. 50 kombinacji językowych, składowanych na kartach SD. Najlepsze (a tym samym najdroższe – do kilku tysięcy złotych) translatory to urządzenia stylowe, które podobają się gadżeciarzom. Wyposażone są w dotykowy, kolorowy ekran LCD, ulokowany w modnej obudowie. Dzięki podświetlanym klawiszom z elektronicznego tłumacza wygodnie korzysta się w ciemnym pociągu czy w trakcie nocnej powtórki przed egzaminem z języka. Właściciele tańszych modeli, które wyglądają jak rozbudowane kalkulatory (w cenie ok. 100 zł.), nie mogą liczyć na podobne luksusy. Ich urządzenia znają jedynie ok. 100 000 słów, ukazujących się na niewielkim wyświetlaczu. A mobilnym sprzętem cieszyć się można tyle, na ile pozwala naładowana bateria.

W każdych warunkach

Dużą wytrzymałością charakteryzują się urządzenia projektowane w stylu „wojskowym” – co nie oznacza, że mają obudowę moro. Jeden z producentów elektronicznych translatorów wypuścił na rynek nietypowy sprzęt: komunikator językowy i wodoodpornego smartfona w jednym. „Posługujące” się ponad 1,4 miliona słów urządzenie z systemem Android zawiera również odtwarzacz audio i wideo, czytnik e-booków, polsko-angielski słownik obrazkowy, rozmówki z funkcją rozpoznawania mowy, program do tłumaczenia tekstów oraz samouczki. Jakby tego było mało, sprzęt wyposażono w czujnik światła, wektora obrotu, kierunku, ciśnienia, temperatury oraz zbliżeniowy. Kogo producenci wyznaczyli jako target wielofunkcyjnego aparatu? Turystów, przedsiębiorców, handlarzy, rolników, ratowników medycznych, wspinaczy, narciarzy i podróżników – wszystkie osoby, którym zdarza się pracować w trudnych warunkach, a jednocześnie napotkać potrzebę komunikowania się w obcym języku.

Tłumacz ustny na baterie

Z elektronicznych słowników często korzystają również studenci filologii oraz nauczyciele. Urządzenie pozwala na sprawdzenie problematycznego zwrotu w trakcie zajęć, bez konieczności grzebania w opasłych tomiszczach. Elektroniczne translatory szczególnie popularne są wśród pasjonatów języka japońskiego, którzy w trakcie pobytu w Kraju Kwitnącej Wiśni kupują wysokiej klasy urządzenia wyposażone w słowniki japońskojęzyczne oraz kompletną bazę znaków kanji. Z Japonii pochodzi również innowacja ostatnich lat, wynalazek okrzyknięty rewolucyjnym – Tele Scouter. Składa się on z okularów, mikrofonu oraz niewielkiego wyświetlacza, a jego zadaniem jest tłumaczenie mowy w czasie rzeczywistym. Jak to wygląda w praktyce? Każda z biorących udział w multijęzycznej rozmowie osób powinna mieć własny zestaw. To, co rozmówca powie po japońsku, po angielsku wyświetli się na mini-ekranie. Czy właśnie wynaleziono efektywny sposób porozumiewania się obcymi językami bez udziału tłumacza?

Kowalski mieć translator

Nie do końca. Innowacyjny translator mowy korzysta bowiem z algorytmów działających na zasadach podobnych jak w Google Translate/Tłumacz. Można sobie zatem wyobrazić wynik takiego tłumaczenia – pełen nieścisłości, błędów gramatycznych oraz nieprawidłowego użycia słownictwa. Mobilne translatory ułatwiają co prawda znalezienie pojedynczych słów w trakcie pisania pracy domowej czy prowadzenia mailowej korespondencji, nie zastąpią jednak sprawnie posługującej się obcym językiem osoby. Spróbujmy wyobrazić sobie polityków w „okularach pilota”, którzy na posiedzeniu Parlamentu Europejskiego komunikują się przy pomocy Tele Scoutera… Ile niedopowiedzeń, ile niejasności! Zaleca się, by podobnych urządzeń używać jedynie do komunikacji prywatnej i jeśli chodzi o drobne sprawy – pytanie obcokrajowca o drogę czy swobodne rozmowy na internetowym czacie.

Twierdzenie, że za kilkadziesiąt lat znajomość języka obcego nie będzie potrzebna do międzynarodowej komunikacji, dla znawców translatoryki wydaje się być mocno przesadzone. W końcu praca najdoskonalszej nawet maszyny do przekładu wymaga kontroli wykwalifikowanego tłumacza – w przeciwnym wypadku w tekście końcowym łatwo o błędy gramatyczne, leksykalne, a przede wszystkim logiczne, co skutecznie zapobiega nawiązaniu komunikacji.

Dodaj komentarz