profesjonalne tłumaczenia z języka japońskiego i na język japoński O trudności japońskiego od wielu lat krążą różne opowieści. Powtarzane są przez ludzi, którzy nigdy nie próbowali zagłębić się w tajniki tego pozornie skomplikowanego języka. Dla początkujących uczniów gramatyka japońskiego wydaje się być prosta, a niespełna dwa tysiące najczęściej używanych znaków kanji można opanować „pamięciówką”. Dlaczego zatem po sprawdzeniu napisanego poprawną gramatyką zdania nauczyciel ma prawo stwierdzić: Japończyk by tego nie powiedział?

Japoński? Nie ma takiego języka!

Oliver Wilde napisał kiedyś: Tak naprawdę cała ta Japonia jest czystym wymysłem. Nie ma ani takiego kraju, ani takich ludzi. Ze względu na swoją obcesowość cytat ten regularnie powtarzany jest w materiałach o Japonii. Trafnie obrazuje barierę, jaka budowana była przez wieki między Krajem Kwitnącej Wiśni a resztą świata. Kultura, która przez okres niemal całkowitej izolacji kraju (1633 – 1868) umocniła swoje fundamenty, dla Europejczyka końca XIX wieku była odległa, prawie nierealna. Japoński to język wysokiego kontekstu, opierający się w dużej mierze na komunikowaniu się między wierszami. Dla przykładu, Japończyk (na potrzeby tego artykułu nazwijmy go Sato-san) w lot wyłapie to, czego nie mógl ze względów grzecznościowych powiedzieć wprost jego kolega, odmawiając mu wyjścia do baru. Kolega na propozycję odpowiedział po prostu: chotto, co słownikowo oznacza „trochę”, w praktyce natomiast stanowi grzeczną i pełną zawstydzenia odmowę na czyjąś propozycję wyjścia. W Japonii nie wypada po prostu powiedzieć: nie, nie mogę.

Bogactwo niedopowiedzeń

Mimo ogromu znaków kanji, japoński to język skromny. Formułując myśli, Sato-san nie powie więcej, niż to konieczne. W większości zdań opuści podmiot, którego rodowity Japończyk i dobry tłumacz z łatwością domyślą się z kontekstu. Liczba mnoga w języku japońskim również nie zasłużyła na wyrażanie jej odrębnymi słowami. Czy słowo „neko” oznacza jednego kota, dwa, a może pięć? W poszukiwaniu tej informacji należy przetrząsnąć cały tekst. Wydawałoby się, że z kolei brak odrębnej formy czasownikowej czasu przyszłego to dla uczniów japońskiego znaczne ułatwienie. Euforia jednak rzadko udziela się tłumaczowi, który musi uważać, by nie przeoczyć w zdaniu wyrażeń, odnoszących się do przyszłości, np. „jutro”, „później”, „za rok”. Trudności w tłumaczeniu na europejskie języki nie szczędzi również japońska stylistyka. Język pisany upodobał sobie stosowanie raz po raz powtórzeń czasownikowych. Niczym uchybiającym talentowi jest w Japonii napisanie kilku sąsiadujących zdań, wyposażonych w czasownik „imasu” (jap. jest, istnieje – stosowany do podmiotów ożywionych). Zadaniem tłumacza jest wyrażanie „imasu” przy pomocy różnych słów.

W gąszczu znaków kanji

By móc na co dzień sprawnie poruszać się w japońskim środowisku – czytać gazety, oglądać filmy, pisać maile – należy opanować 1945 znajdujących się w kanonie znaków. Czy ta wysoka liczba odstrasza od nauki mowy Kraju Kwitnącej Wiśni? Z pewnością traci na znaczeniu, gdyby porównać ją do 45 tysięcy. Niespełna tyle kanji pojawia się na przestrzeni całego japońskiego języka.  Skąd taka różnica? Niektóre znaki używane są tylko w jednym kontekście, np. do zapisania danego nazwiska. Dla przeciętnego ucznia języka japońskiego poznanie wszystkich wyjątków nie jest obowiązkowe, tłumacz jednak musi być przygotowany na ewentualne pojawienie się ich w tekście.  Co ciekawe, Japończycy z istniejących znaków lubią tworzyć połączenia, których jeszcze nie ma w słownikach – dlatego w wielu wypadkach niezbędne jest wyrobione przez lata wyczucie, pozwalające poprawnie przetłumaczyć treść. Pod tym względem tłumaczenie przypomina nieco rozwiązywanie rebusów.

Najważniejszy jest kontekst

Prócz kanji, Japończycy używają tzw. pisma uproszczonego. W dwóch rodzajach, aby uczącym się tego języka nie ułatwiać sprawy. Hiragana to znaki przeznaczone do zapisywania wszelkich konstrukcji gramatycznych, katakanę natomiast stosuje się do wyrażania zapożyczeń z języków obcych. I w tym miejscu pojawia się bariera między japońskim a językami europejskimi. Szybkie wyjaśnienie: japońska mowa składa się z sylab i jedynej pojedynczej litery – „n”. Uczący się angielskiego Sato-san wszystkie nowe słowa przyswaja na japoński sposób. Jeśli przez całe życie w mowie używa wyłącznie sylab, trudno byłoby spodziewać się z jego ust słowa „umbrella” (pol. parasolka, wym. /ʌmˈbɹɛlə/), wypowiedzianego z poszanowaniem akcentu i zasad wymowy. Zamiast tego Sato-san powie „amburera” i zapisze to w katakanie. I o ile w tym przypadku zrozumie go zarówno krajan, jak i tłumacz japońskiego, co jeśli Sato-san użyje nazwy o większej liczbie znaczeń? Zadaniem tłumacza jest domyślenie się, czy w danym wypadku słowo „girisu” oznacza Grecję czy… smar (ang. grease).

Zachłysnąć się kulturą

Wraz z wychowaniem w danym środowisku, każdy człowiek przejął charakterystyczny dla jego członków sposób myślenia. Kultura japońska diametralnie różni się od zachodniej, dlatego wszelkie próby utworzenia językowych kalek spełzną na manowce. By sukcesywnie uczyć się japońskiego, należy wchłaniać kulturę Kraju Kwitnącej Wiśni przy każdej możliwej okazji: kopiować typowo japońskie zachowania – praktykować grzeczność i szacunek wobec innych, poznać uzupełniający niedopowiedziane zdania bogaty język gestów. Można również, jak czynią to Japończycy, intensywnie czytać gazety i literaturę w komunikacji miejskiej. Oczywiście w oryginale! Codzienne praktykowanie japońskiego myślenia doprowadzi do tego, że słowa popłyną same.

Dodaj komentarz