język angielski w Chinach No English for We, czyli dlaczego Chińczycy odwracają się od angielskiego?

Angielski w Chinach, choć wyrażany raczej nieprecyzyjnie, do niedawna przyswajany był przez Chińczyków z entuzjazmem. W 2021 liczba chętnych do wyjazdu zagranicę maleje, a szkoły rezygnują z egzaminowania młodzieży ze znajomości najpopularniejszego obcego języka. Na usta ciśnie się pytanie: „co poszło nie tak?”.

Artykuły o umiejętności posługiwania się językiem angielskim przez Chińczyków były dotąd pełne ironii, bogate w ilustrowane przykłady użycia tzw. „chinglishu”. Niefortunne tłumaczenia z chińskiego na angielski (ichni) znajdziemy w instrukcjach obsługi produkowanych w Chinach urządzeń (np. when the green light sing, the door opens after throwing the coin in, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „gdy śpiewa zielone światło, drzwi otwierają się po wrzuceniu monety do środka”) czy w menu tamtejszych restauracji, gdzie pojawiają się dania typu „hot cock” lub „control meat rice”.

Problem z motywacją

Fenomen chinglishu świetnie tłumaczą sami Chińczycy, zapytani w materiale Asian Boss (link) o swój poziom znajomości języka angielskiego. Jedna z kobiet, która niezbyt komfortowo czuje się po prośbie ankietera, by kontynuować rozmowę po angielsku, tłumaczy: „Uczymy się angielskiego, by dobrze zdać gaokao”. To egzamin kończący edukację średnią, a od jego wyników zależy przyjęcie do szkoły wyższej. Moduł angielskiego sprawdza znajomość słownictwa i pisania, nie mówienia czy rozumienia ze słuchu.

Marcin Wesołowski, który uczył angielskiego w Chinach w latach 2007 – 2008, wyznaje na blogu wesolowski.co (link): Język angielski uczony w Chinach jest formalny, skostniały i po prostu nie mający sensu. (…) Dajmy na to, że chińskie słowo ma 5 tłumaczeń po angielsku. Bardzo często ktoś po prostu wybierze pierwsze lepsze bez sprawdzenia kontekstu, dokładnego znaczenia; sposobu, w jaki się je używa. To prosta droga do powstawania kalek językowych i umacniania bariery komunikacyjnej, mimo teoretycznego poruszania się w tym samym kodzie.

Chińczycy mogą mówić płynnie po angielsku

A może to bariera fonetyczna między językiem chińskim i angielskim uniemożliwia opanowanie tego drugiego w stopniu komunikatywnym? To mit. Na dowód kolejna z ankietowanych, która zaskakuje reportera Asian Boss płynną angielszczyzną z perfekcyjnym amerykańskim akcentem. W końcu studiowała w Stanach Zjednoczonych… Ciekawi wypowiedź jeszcze innego z przechodniów: Ludzie nie mówią tu po angielsku nie dlatego, że nie potrafią, ale dlatego, że nie chcą.

W kontekście ostatnich wydarzeń w chińskiej polityce wewnętrznej i zagranicznej, można dodać, że kraj swoich obywateli do nauki angielskiego nie zachęca ani nie motywuje. Wręcz przeciwnie.

Miłość do angielskiego na zgliszczach „rewolucji kulturalnej”

Historia nauki angielskiego w Chinach rozpoczyna się po upadku dyktatury Mao Zedonga. W późnych latach 70. XX w. Chińczyków ogarnęło „Yingyu”, czyli szaleństwo na punkcie angielszczyzny. Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać szkoły języka, a obywatele „pochłaniali” angielskojęzyczne seriale i programy.

Z poziomem nauczania angielskiego w Chinach od początku bywało różnie. Nauczyciele angielskiego w Państwie Środka wspominają, iż w latach 90. chińskie szkoły zatrudniały każdego białoskórego Amerykanina i Europejczyka, który zechciał doń przyjechać. Wystarczyło, by umiał powiedzieć kilka zdań po angielsku i ładnie pozować do zdjęć.

Przepisy zmieniły się dopiero w roku 2019 gdy do nauczania języka angielskiego w chińskich szkołach publicznych zaczęto zatrudniać wyłącznie native speakerów z ważnym paszportem jednego z siedmiu krajów uznanych przez Chiny jako oficjalnie używającego angielskiego (Wielka Brytania, Irlandia, Stany Zjednoczone, Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Republika Południowej Afryki). Ponadto, nauczyciel angielskiego w Chinach musi mieć udokumentowane co najmniej dwuletnie doświadczenie w nauczaniu języka angielskiego, stopień licencjata, certyfikat TESOL (nauczanie języka angielskiego obcokrajowców) oraz zdany pozytywnie egzamin sprawności fizycznej. I zaświadczenie o niekaralności, rzecz jasna.

Wszystko po to, by zapewnić wyższy poziom nauczania języka angielskiego obywatelom Chin.

Zakłócenia na linii Chiny – USA

W 2020 r. nastąpił jednak zwrot akcji. W artykule pt. Quakes in the Landscape of China’s English Education System (bridge.edu, link) z Lorenem Chiesi rozmawia nauczyciel angielskiego, który ostatnimi czasy zapytał swoich chińskich uczniów, jak wielu z nich chciałoby mieszkać zagranicą. Zgłosiło się bardzo niewielu. Wypowiadający się nauczyciel przyznaje, że z tak niechętnym podejściem młodych do wyjazdu spotkał się po raz pierwszy w swojej wieloletniej karierze. Nic dziwnego, w chińskich mediach Stany Zjednoczone przedstawiane są od pewnego czasu jako miejsce nieprzyjazne obcokrajowcom o kolorze skóry innym niż biały.

Za sprawą eksprezydenta Donalda Trumpa (który COVID-19 nazywał m.in. „chińskim wirusem” czy „kung flu”) j jego administracji. W 2020 jeden z republikańskich senatorów oskarżył Instytut Konfucjusza (finansowane przez Chiny ośrodki nauki o chińskiej kulturze, zlokalizowane przy uniwersytetach na całym świecie) o „sianie komunistycznej propagandy i szpiegowanie chińskich studentów, przebywających poza systemem”. Następnie, doradcy rządowi zaproponowali projekt ustawy, który zabraniałby członkom i sympatykom partii komunistycznej wjazdu na teren US. Amerykański rząd nałożył również ban na chińskiego giganta w dziedzinie szybkiej komunikacji mobilnej, aplikację WeChat.

Odpowiedź z Państwa Środka

W efekcie, w 2020 doradcy chińskiego rządu zaproponowali rezygnację z egzaminu z języka angielskiego w gaokao. Choć wydaje się, że wygaszanie nauki angielskiego w Chinach rozpoczęło się wcześniej. Od pewnego czasu prowadzący nie mogli wprowadzać podręczników do nauki innych, niż rodzime. (Te zaś stanowią marną podróbkę angielskich czy amerykańskich). Zagraniczni nauczyciele nie mogą również przekazywać wiedzy kulturowej na temat swoich krajów. Nie uczą o Święcie Dziękczynienia, Halloween czy zachodniej popkulturze.

Czym jest nauka języka bez poznawania kultury? I co ważniejsze, jak ze zmianami czują się młodzi Chińczycy? Z pewnością odetchną z ulgą, gdy nie będą musieli wkuwać języka skostniałego, suchych form gramatycznych na zaliczenie egzaminu.

„Kiedy Chińczycy mogą przestać uczyć się angielskiego?” – napisał pewien szanghajski prawnik na swoim profilu w Weibo. „Wtedy, gdy Chiny przejmą pozycję światowego lidera w najnowszej, najbardziej zaawansowanej technologii, i na naukę języka wszyscy przyjdą do nas”, odpowiedział sam sobie (Indian Express, link). Czyżby czas właśnie nadszedł?