gazety - prasaW translatoryce to dziedzina stosunkowo nowa, choć tak naprawdę o bogatej, sięgającej XVII w. historii. Sami tłumacze wciąż poszukują na jej temat informacji (pierwsze badania tłumaczeń dziennikarskich przeprowadzono dopiero w XXI w.). Czy przekład newsów i artykułów jest trudniejszy od tłumaczenia literatury, korespondencji, specjalistycznego? Na te pytania postaramy się odpowiedzieć.

Przekład prasowy to z pewnością przekład specyficzny, o stopniu trudności zależnym od tematyki i formy tekstu, w erze potęgi informacyjnej nieodzowny. Dla laika wydaje się łatwym zadaniem, bo przecież materiały w gazecie czy na portalu internetowym czyta się zwykle szybko i przyjemnie. Co o przekładzie dziennikarskim sądzą sami tłumacze? Oto dwie przeciwstawne tezy i argumenty:

Jak pisaliśmy niespełna 3 lata temu (jak ten czas leci!), język prasowy ulega tabloidyzacji. Jest coraz prostszy, coraz bardziej przystępny, o coraz mniejszej wartości. Nagłówki typu „Szok! Niedowierzanie! Poderżnęła bratu gardło!” pojawiają się na okładkach brukowców niemal wszędzie na świecie, a już na pewno w każdym kraju zachodnim. Artykuły tak oflagowane tłumaczyć łatwo, rzadko zawierają elementy słowotwórcze (jeśli już, to pojęcia wykreowane przez media, „wałkowane” w kraju i zagranicą, takie jak „Watergate”, „Brexit” czy „trumpism”), a ich autorzy stosują zdania proste, nie stroniąc przy tym od kolokwializmów.

Przez wzgląd na globalizację, ogrom informacji przepływa w jednej chwili z prędkością światła. Tłumacz może być niemal pewny, że ktoś już kiedyś newsa o danej tematyce tłumaczył – takim przekładem może się w swojej pracy wspomóc. A jeśli śledzi informacje z agencji prasowych na bieżąco, dysponuje słownictwem niezbędnym do tłumaczenia najnowszych wiadomości. W razie potrzeby sięga do słowników specjalistycznych: medycznego, prawniczego, technicznego – gdyż informacje z owych dziedzin często się w mediach pojawiają.

  • Teksty prasowe tłumaczy się coraz trudniej, żmudniej.

Język prasy (wedle ustawy Prawo prasowe z 1984 r. radio, telewizja, Internet i inne to również prasa) faktycznie pozwala na coraz większą swobodę – co wykorzystują nie tylko dziennikarskie hieny, ale i słowni artyści. Jeśli forma tekstu (recenzja, felieton, komentarz, choć obecnie coraz częściej również gatunki informacyjne) pozwala na zawarcie opinii dziennikarza, publikacje pełne są słowotwórstwa, wypełnione idiomami i porównaniami, reprezentujące niepowtarzalny styl piszącego. Tłumacz artykułów kulturalnych z „New York Timesa” czy portalu IndieWire może poczuć się, jakby przekładał literaturę. Przykład. Weźmy zdanie z recenzji „Córek dancingu” Agnieszki Smoczyńskiej, napisanej przez publicystę IndieWire, Davida Ehrlicha:

One early sequence, in which the newly christened landlubbers go shopping for a new wardrobe at a brutalist department store, is furnished with exuberant choreography and several dozen extras;

Tak mogłoby wyglądać tłumaczenie pierwotne, dosłowne:

Weźmy jedną z wcześniejszych sekwencji, w której świeżo ochrzczone szczury lądowe wybierają się na zakupy do brutalistycznego domu towarowego, wyposażoną w żywiołową choreografię i kilka elementów ekstra;

Nawet dla tych, którzy oglądali „Córki dancingu”, tłumaczenie jest nieskładne (chwilę trzeba pogłówkować, by domyślić się, że choreografia tyczy się sekwencji, nie marketu), pełne sztucznych dla języka polskiego tworów, niezrozumiałe. By oddać kwiecisty styl autora, a przekładowi nadać czytelności, trzeba się nieco wysilić:

Już jednej z wcześniejszych sekwencji filmu, w której świeżo upieczone szczury lądowe wybierają się na zakupy do brutalistycznej bryły galerii handlowej, towarzyszy nieokiełznana choreografia i kilka innych „smaczków”;

Bardziej zrozumiale? W drugim tłumaczeniu „wyprostowany” został szyk zdania, zmieniono idiom „świeżo ochrzczone” na polski „świeżo upieczone”, podkreślono styl architektoniczny sklepu i dodano bliski polskiemu czytelnikowi kolokwializm. I pomyśleć, że powyższe zdanie traktuje po prostu o syrenach… A zapewne można przełożyć je jeszcze lepiej.

Jak napisał w swojej publikacji „Translation and Journalism” (2007) Bill Keller, jakość tłumaczenia wyraża się nie tylko w przywiązaniu do szczegółu i przekazaniu intencji autora, nie tylko w trafności języka, ale w jasności, niuansach i autentyczności. Intelektualista, który czyni ważną uwagę w języku polskim czy paszto, w niestarannym tłumaczeniu nie będzie już tak przekonywujący. Dobre tłumaczenie wyraża charyzmę zabijaki, egotyzm tyrana, dowcip poety, złamane serce ofiary; złe tłumaczenie odziera bohatera ze spójności.

Tłumaczenie dziennikarskie to, nie tylko przez wzgląd na miejsce publikacji, poniekąd tłumaczenie specjalistyczne. Wystarczy otworzyć „Forum”, dwutygodnik z artykułami z prasy zagranicznej. Większość z nich dotyczy tematów politycznych, biznesowych, kulturowych, a więc wymagających od tłumacza posiadania aktualnego zasobu słownictwa w danej dziedzinie. Nie tak łatwo tłumaczyć reportaż o terrorystach, nie rozróżniając pojęć „muzułmanin” a „islamista”, nie wiedząc, czym jest „święta wojna” i jakie podłoże historyczno-kulturowe ma zachowanie współczesnych bojowników Państwa Islamskiego. Przy wykonywaniu tłumaczenia dziennikarskiego należy zadbać o szczegóły, dostosowanie treści do polskiego czytelnika w jak największym stopniu. A gdy przeniesienie pojęć jest niemożliwe, należy się odbiorcy ich wytłumaczenie. Wszystko z zachowaniem dziennikarskiej elokwencji i lekkiego pióra, w czym „Forum” niestety kuleje.

Czy tłumaczenia dziennikarskie należą do trudniejszych form przekładu?

Po ilości argumentów „za”, wydawałoby się, że tak, ale… zależy. Jeśli wykonuje je dziennikarz właśnie; osoba, która powinna wiedzieć coś o wszystkim i wszystko o czymś, obyta w świecie i wyspecjalizowana w researchu, znająca dobrze język pierwotny i docelowy; to dlań czysta przyjemność i fascynujące, choć wymagające wielkiej uwagi zajęcie. Które wyspecjalizowanemu w innej dziedzinie tłumaczowi może niekiedy sprawiać problemy.