słowa książka tłumaczCzy istnieje muzeum słów wymarłych? By usłyszeć te, które już dawno wyszły z użycia lub w ogóle nie dostały się na karty słownika, autor tego artykułu regularnie odwiedza urodzoną w latach 20. XX w. babcię. Ubolewając i zapisując.

Jakie słowa wyszły z użycia według Słownika Języka Polskiego, pisaliśmy w tym tekście. Dziś zastanowimy się: dlaczego? I które z nich mają największe szanse na przetrwanie?

Lokalne znikną szybciej

Jedno jest pewne: im słowa mniej znaczące i bardziej lokalne, tym większe ryzyko ich wymarcia. Logiczne. Do swoich wypowiedzi wplata je stosunkowo niewielka grupa powiązanych specyficzną, choć ulegającą coraz większym wpływom globalizacji kulturą osób. Używane w dialekcie małopolskim, w gwarach Pogórza Wschodniego Młodszego „w dyrdy” czy „aliwo” mniejsze mają szanse na wyjście cało ze starcia z czasem niż ogólnopolski „galimatias” bądź „harmider”. Mimo że zagrożone, regularnie widujemy te określenia chaosu chociażby w krzyżówkach

Na przywitanie, emocjonalne, fundamentalne

Ostaną się również – a to sprawą popularyzujących je seriali i filmów fabularno-historycznych, a także książek, lektur szkolnych – zwroty typu „serwus”, „morowo” i „klawo”. W ogóle słowa odnoszące się do emocji (jak to mocne, choć bez statusu przekleństwa, a nawet ulegające dewulgaryzacji „zajebiście”) są stosowane częściej, bardziej spontanicznie, niekiedy nawet nieświadomie. A te określające przymioty fundamentalne, podstawowe (bardzo wiekowe „matka”, „mama”, „mamusia”, „tatuś”) zapisały się w naszym słowniku tak mocno, że próżno wymyślać im nowe synonimy. W przypadku zwrotów do rodziców, przez wieki zmieniła się jednak forma. Z bardzo pośredniej (mówienie o 2. os. l. mn.: „Tata zrobili”) na bezpośrednią („mamo”, „tato”), wręcz bez szacunku (per Halina).

Kwestia gustu

Maria Peszek wyśpiewała kiedyś poemat:

(…) ładne słowa to:

korelacja,

cumulus,

pilśniowy,

Alabama (…)

(…)

Brzydkie słowa to:

rajstopy,

wędlina,

skoroszyt,

nagrzewnica (…)

(Maria Peszek, Ładne słowa to)

Z artystką można się zgadzać lub nie, prawdą jest jednak, że niektóre z słów przyjemniej brzmią w uszach i przechodzą przez usta. Czy ładne, zwiewne, bardziej poetyckie słowa wyeliminują te mniejszej urody? Wręcz przeciwnie. Mało kto pamięta o zorzy, liczy się tylko wschód, który rzadko jest alabastrowy. Język mediów (a więc i język obywateli) staje się ciężki, polityczny, pełen cierpienia, katastrof i skandalu. Prawniczy, bardzo praktyczny. I, niestety, coraz bardziej ubogi. W końcu każdy dąży do minimalizmu… Bardziej przydadzą nam się nazwy tego, co samochód ma pod maską („silnik”, „chłodnica”, „zbiornik oleju”) niż rosnących w ogródku roślin („hiacynty”, „dalie”, „bławatki”).

Szybko się adaptują, równie szybko znikają

Rzadko ostają się na dłużej w zwyczaju językowym również te słowa, które odnoszą się do trendów. Ba, wychodzą z użycia całe slangi, jak używane do lat 70. XX w. przez brytyjską subkulturę gejowską polari… Za słowami odnoszącymi się do nowych technologii nie ma jednak co płakać – i tak większość z nich to czyste anglicyzmy. Zapominamy powoli o komputerach osobistych (na rzecz tabletów i smartfonów), nie używamy tak często pojęcia „technologia bluetooth”, a raczej „3G” i „4G”. A jeśli chodzi o „galanterię”  – mimo że moda co jakiś czas powraca, do lamusa odchodzą niektóre słowa z nią związane: „trwała”, „glany” czy „tipsy”. Na powolne wyginięcie narażone są również słowa związane z konkretną sytuacją historyczną. Choć wciąż odwołujemy się do „kolejek jak w PRL-u”, inaczej niż do celów wspominkowych nie musimy używać pojęć „kartki na mięso” czy „godzina policyjna”.

Ostatnia nadzieja w ludziach, którzy wiekowe, piękne słowa miłują i przechowują – najlepiej udostępniając je w sieci. Wiedzą, kto „absztyfikant” i co to „fidrygałki”, a gdy ktoś nabroi, potrafią go „zbesztać”. Oto piękny przykład: Słownik naszych dziadków Bałaku Lwowskiego, wyróżniający pojęcia z gwary lwowskiej, zagrożonej stopniowym zanikiem. Pielęgnacji słów zapomnianych służą również rozmaite, choć niestety nieliczne stowarzyszenia.