Zdarza się, że w trakcie wieczornego przesiadywania przed telewizorem, przy amerykańskim filmie, krzykniemy nagle: Słuchaj, mówią po polsku! Daj głośniej! Niedowierzanie po chwili zmienia się w zdziwienie, zniesmaczenie, złość… Dlaczego? Bo budowlańcy (a któż by inny?) nie potrafią poprawnie wypowiedzieć nawet: na zdrowie!

„Na zdrowia! Na zdrowia!” rozbrzmiewa z ekranu, gdy leci kolejny odcinek „Californication”. Lub gdy Dorota (pokojówka, sprzątaczka) z „Gossip Girl” raczy się kieliszkiem za plecami panienki Blair Waldorf. Oglądamy i zastanawiamy się: kto tu z kogo robi naiwniaka? Wiadome, że powyższe seriale dedykowane są głównie amerykańskim odbiorcom, ale ich producenci chyba zdają sobie sprawę, że dzień po emisji duża (nie-do-zignorowania) publika pobiera je w Europie? Polacy oglądają i myślą: znowu się z nas naśmiewają. Czy nie mogli zatrudnić aktora (skoro tylu tam „naszych”), który potrafi mówić po polsku?

Szukamy Polaka

Jakie motywy kierują twórcami tego typu produkcji? Jeśli nie wiadomo, o co chodzi… Wiadomo. Poszukiwania artysty władającego jednym z najtrudniejszych języków świata nie muszą być wcale takie bezproblemowe. To godziny castingów w różnych miastach kraju (koszt wynajmu sali, biletów lotniczych, paliwa, zmarnowanych dni), a czas goni. I nawet mimo uruchomienia poczty pantoflowej może się zdarzyć, że do polskiego aktora wieść nie dotrze.

Polski w ustach gwiazd kina

Jak jeszcze usprawiedliwić tych, którzy pozwolili Meryl Streep seplenić w „Wyborze Zofii” (1982 r., Streep grała tam Polkę, która straciła rodzinę w Auschwitz i wyemigrowała do Stanów) czy Melowi Brooksowi wydobywać z siebie kulawe „Czienkuje, czienkuje” po występie scenicznym w roli Fredericka Bronskiego („Być albo nie być” 1983 r.). Pierwsza wymówka: to było dawno, wtedy nikt się o „prawdziwy” polski w zagranicznych filmach tak nie troszczył. Dwa: w dobrych (dobrze sprzedających się) filmach muszą grać wielkie gwiazdy. To wybitni aktorzy, i w obcym języku świetnie sobie poradzą. Trzy: trend na Polskę trwa, w Hollywood panuje moda na filmy wojenne. Trzeba to wykorzystać zaraz, natychmiast!

Pierogi, kielbasa, vodka

Polskie wzmianki to wciąż element obowiązkowy wielu amerykańskich seriali (jak w „Shameless”, gdzie sąsiadką rodziny Gallagherów jest Mrs. Babiak, pierogi-eating prune) i filmów pełnometrażowych (Sophia Danko w „Najdłuższej podróży” wyznaje Luke’owi, że jej comfort food to „kolduny”. Dodatkowo, będąc wychowaną w rodzinie polskich emigrantów, nosiła zawsze za krótkie spodnie i czuła się jak outsider). Gdzie Polska, tam oczywiście kielbasa i vodka, niekiedy jeszcze tańce ludowe. Nianie, panie do sprzątania, panowie na budowie i „złote rączki” (np. w brytyjskiej wersji „Shameless”, sezon szósty, odcinek trzynasty, w którym stróżem muzealnym jest Polak, zawsze mający przy sobie „napitek”. Prawdziwy Polak, warto dodać – w UK nie ma chyba kłopotu ze znalezieniem odpowiedniej osoby).

Kto nigdy nie słyszał polskiego w filmie amerykańskim, dobra jego! Kto chce mimo wszystko, niech obejrzy materiały z serii „Polski język w filmach zagranicznych” na youtube’owym kanale SADIsfaction. Lub hit Internetu, „Amerykańscy dyplomaci i ich potyczki z językiem polskim”. Przy drugim filmie można się pośmiać, podczas gdy nad zawartością pierwszego wypadałoby zapłakać.