parlament europejski tłumaczenia

W ciągu ostatniej dekady liczba tłumaczy pracujących dla Unii Europejskiej zmalała o prawie pół tysiąca osób. To drastyczne cięcia czy ścieżka ewolucji, prowadząca do zastąpienia pracowników przez maszyny? Przeanalizujmy fakty.

12 maja 2023 r. w serwisie Politico (międzynarodowy niezależny portal newsowy) ukazał się artykuł Gregoria Sorgiego i Federiki Di Sario, zatytułowany dramatycznie (i z pewnością clickbaitowo) „Who killed the EU’s translators?”[1]. W wolnym tłumaczeniu, „Kto zabił unijnych tłumaczy?”. Autorzy podają statystyki Komisji Europejskiej: w ciągu ostatnich 10 lat oddział translatorski KE (znany jako DGT od Directorate-General for Translation, jeden z największych i najstarszych serwisów tłumaczeniowych na świecie) zmniejszył się o 17%. W 2013 na stałe pracowało w nim 2450 osób, natomiast w 2023 ok. 2000.

Z kolei w ciągu dekady ilość tłumaczeń zlecanych podmiotom zewnętrznym wzrosła z 26 do 37%. Dokumentów do tłumaczenia w wyżej wspomnianym okresie również przybyło – o 28%. Warto przypomnieć, że każdy oficjalny tekst powinien być opublikowany w 24 językach unii.

Cristiano Sebastiani, przewodniczący Renouveau et Démocratie (związku zawodowego reprezentującego pracowników instytucji Unii Europejskiej) dodaje, że w tym okresie wzrosła wśród unijnych tłumaczy zapadalność na choroby psychiczne i wypalenie zawodowe, związane z przemęczeniem i stresem. Czy redukcja etatów wpłynęła na nawał pracy pozostałych tłumaczy? To prawdopodobne, choć Komisja Europejska od wspomnianej dekady ma mądrego pomocnika.

Przyczyna pustych krzeseł w działach tłumaczeń

Na fali poznawania możliwości aplikacji ChatGPT (testowaliśmy ją tutaj) eksperci, przedsiębiorcy i pracownicy biurowi zaczęli zastanawiać się, co może zrobić za nich maszyna. Brukselski dział DGT jest z maszynowym tłumaczeniem zaprzyjaźniony co najmniej od kilku lat. W 2013 r. Dział tłumaczenia maszynowego Komisji Europejskiej udostępnił swoim tłumaczom eTranslation. Udoskonalony w 2017 r. system zawiera tysiące tematycznych zwrotów i wyrażeń, operuje oficjalnymi językami UE i nie tylko. Produkuje „output” w formalnym stylu UE, ogólny, o charakterze budżetowym i w kilku innych opcjach. Obecnie dostępny jest także dla rozmaitych organizacji unijnych, organów administracji publicznej, uniwersytetów, europejskich organizacji pozarządowych, małych i średnich przedsiębiorców i innych projektów.[2]

Używany w codziennej pracy, oszczędza czas poświęcony na wertowanie słowników w poszukiwaniu wariantów danego zwrotu, podpowiada wyrażenia stosowane w poprzednich dokumentach, jak na tacy wykłada tekst gotowy na modyfikacje. Tłumacze pracują szybciej, ale czy wydajniej? W końcu tłumaczenie maszynowe, podobnie jak sztuczna inteligencja, stosuje sformułowania według pewnego klucza, zawęża zakres słów i… odbiera przyjemność z dekodowania przekazu dla odbiorców. Z drugiej strony, tłumaczenia dla UE nie wymagają artystycznego zacięcia, także post-editing może nie jest taki zły? Dobrze, że pracę tłumaczeniową wciąż może wykonywać człowiek.

Przyszłość, która dzieje się teraz

DGT zdaje sobie sprawę, że kontrola sztucznej inteligencji powinna być, zaraz po znajomości języków, najważniejszą umiejętnością współczesnego tłumacza. Na facebookowej stronie „Translating for Europe”[3] regularnie publikuje zapowiedzi warsztatów, poruszających problematykę wykorzystania machine translation w codziennej pracy. KE na stronie internetowej poświęconej eTranslation zaznacza jednak, że za efekt pracy tłumaczeniowej zawsze odpowiedzialny będzie człowiek. Maszyna wytwarza tylko „raw output”.

Rynek tłumaczeń i praca tłumacza zmienia się nie tylko w unijnych instytucjach, ale w całej obecnej rzeczywistości. Adepci przekładu pisemnego, którzy posługują się angielskim, niemieckim, francuskim i innymi popularnymi językami, stają się właściwie redaktorami i korektorami sztucznej inteligencji. A odpowiedź na pytanie tytułowe brzmi tak: Tłumaczy unijnych nie „zastąpiły”, a „zastępowały” w ciągu ostatniej dekady rozmaite udogodnienia technologiczne – tłumaczenie maszynowe i AI. Dla stabilności swojego stołka lepiej z nimi współpracować, niż nie znać w ogóle.

CIEKAWOSTKA: Co trzeba zrobić, by zostać tłumaczem w Brukseli?

W 2013 r. Komisja Europejska zatrudniła 112 nowych tłumaczy, podczas gdy w 2022 – 59. Kandydaci na pracowników instytucji UE muszą być obywatelami kraju członkowskiego, posiadać stopień naukowy (choć niekoniecznie wykształcenie kierunkowe) i znać przynajmniej 3 spośród oficjalnych języków unii: język rodzimy plus dwa obce. Doświadczenie w zawodzie nie jest wymagane, przyjmuje się również kandydatów świeżo po studiach. Co nie znaczy, że drzwi do DGT stoją otworem. Wielu aspirujących nie zdaje egzaminu EPSO, do którego przystępuje każdy pracownik UE. Audrey Ann Flynn, członkini zespołu DGT przestrzega kandydatów: „failure to prepare is preparing to fail”, czyli „brak przygotowania jest przygotowaniem do porażki”.[4]

W skład Departamentu Języka Polskiego wchodzi 50 tłumaczy i 10 asystentów, oddziały znajdują się w Luksemburgu i w Brukseli, a w Warszawie pracuje field officer działu.


[1] https://www.politico.eu/article/translators-translation-european-union-eu-autmation-machine-learning-ai-artificial-intelligence-translators-jobs/

[2] https://commission.europa.eu/resources-partners/etranslation_en

[3] https://www.facebook.com/translatingforeurope/

[4] Tłumaczka w materiale przygotowanym przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych Irlandii omawia wymagania na stanowisko translatorskie w dziale DGT: https://www.youtube.com/watch?v=D7-9wokllWw