Słowo ładne, czyli jakie? Zwiewne, filuterne, delikatne? Tak by się wydawało. Do najpiękniejszych słów, wskazanych przez internautów w plebiscycie Biblioteki Śląskiej w Katowicach, należą wszak: rzęsiście, ancymonek, prażynka. Od siebie dodałabym jeszcze jeden przymiot, który cechować musi urodziwą frazę. Zazwyczaj słowa, które najbardziej się ankietowanym podobają, są po prostu… stare.

Ładniej zabrzmi tu określenie: wiekowe. Nie tak leciwe, jak język rodem z „Krzyżaków”, nie nienaturalnie brzmiące jak w serialu Korona królów. Ale już wyrażenia międzywojnia, jak najbardziej. Wszelkie ambarasy, fidrygałki, hece i serwusy. Moda na vintage powraca cyklicznie – do corocznego jej rozkwitu przyczyniają się właśnie wszelkiego rodzaju konkursy na słowo „naj”. W organizowanej z okazji Międzynarodowego Dnia Języka Ojczystego Akcji, wybrano również słowa, cytuję za Biblioteką Śląską, „kontrowersyjnej urody”, czyli „niepiękne”. Okazało się, że Polacy nie lubią „szpanować” (może ze względu na niemieckie brzmienie?), flegmy ani flaków (dość oczywiste).

„Ładne słowa” wyśpiewała swego czasu Maria Peszek. Fragment piosenki-wyliczanki brzmi: korelacja, cumulus, pilśniowy, Jokohama, Alabama, hamulec, pilates, kanalia, obibok, azaliż, bzik, ple ple, pif paf, ping pong, pingwin. Artystka wyszczególniła także słowa brzydkie: rajstopy, wędlina, skoroszyt, nagrzewnica, szczyt, rybitwa, nacisk, zbyt, żuchwa, wytwórnia. I mimo że w jej ustach wszystkie jawią się niczym skarby języka polskiego, nasze oczy i uszy odczuwają różnicę między obydwoma grupami. Ładne słowa wydają się płynąć, unosić, brzydkie zaś świszczeć i rzęzić. Według kanonu estetycznego, przyjemne słowa to te, które cieszą się obecnością spółgłosek miękkich i „l” (zwłaszcza w niebezpośrednim sąsiedztwie „r”), gdzieniegdzie przeplatają je arcypolskie „ż” i „rz”.  W konkursie na najpiękniejsze słowo polskie, organizowanym w 2010 roku przez Gazetę Wyborczą, zwyciężyło spełniające normę delikatności i wieku „źdźbło”.

Mówimy wciąż to samo

Inicjatywy dotyczące wiedzy i dbałości o język ojczysty nie są domeną rządu, instytucji kultury czy mediów tradycyjnych. W mediach społecznościowych pełno prywatnych inicjatyw, za przykład niech posłuży instagramowe konto „codziennienoweslowo”. Studenci regularnie publikują tu hasła słownikowe, dotyczące mało znanych polskich słów. Dość wspomnieć ostatnie: epitafium, dupniak (to zabawa towarzyska, polegająca na wydzielaniu uczestnikom klapsów w pośladki), obstrukcja, totumfacki, lambadziara, diastema… Wyrazy to może niezbyt fortunne i niekoniecznie szlachetnej urody, jednak wśród proponowanych przez akcję słów znajduje się wiele uroczych: podfruwajka, murmurando czy kuksaniec… Ach, gdybyśmy wszystkich wymienionych przez stronę słów na powrót zaczęli używać! Jak barwne stałyby się nasze konwersacje!

Właściwie… Dlaczego uważanych za piękne określenia wymawiamy tak rzadko? Podejrzewam, że gdybyśmy zaczęli, wkrótce by nam zbrzydły. Ponadto, urokliwe (sam w sobie ładny epitet) słowa są nieco dłuższe, bardzo różnorodne, a przeciętny obywatel świata dąży przecież w komunikacji do wypracowania pewnych schematów, uproszczeń. Andrzej Tucholski, bloger znany z inicjowania różnorodnych internetowych akcji, rzucił wyzwanie: miesiąc pisania bez użycia słowa „fajnie”. Przygotował sobie ściągawkę, listę 84 (!) mniej lub bardziej trafnych synonimów do tego nader popularnego wyrazu.

Twoje ulubione słowa

Moje ulubione słowo? Cenię każde. Najbliższe memu sercu są te, które wywołują u mnie emocje: dzieci, rodzina, dom, pisanie. Ciepłe łóżko i słoneczny ogród. Najprostsze. Z drugiej strony, pociąga mnie słowotwórstwo. „Hydropiekłowstąpienie” to słowo obmyślone przez zespół Lao Che, na określenie napisanej z innej niż tradycyjna perspektywy historii Noego. Moje własne – zapipidopustkowie, przyszło do mnie przed kilku laty w odniesieniu do miejsca, w którym mieszkam. Już nieadekwatne.

A czy Ty masz swoje ulubione słowo? Wpisz w komentarzu