Londyn

Acton Town, tłumek ludzi wysypuje się z pociągu. Zjeżdżamy schodami, następnie wyjeżdżamy, by po chwili znaleźć się przed ceglanym budynkiem stacji. Siadamy na plecakach, rozmawiamy, czekamy. Cieszymy się czerwcowym słońcem, którego ponoć od kilku tygodni nie było w Londynie. Przepraszam, czy wiedzą Państwo może, gdzie tu jest polska restauracja? Pyta ubrany w brązowy garnitur jegomość, z teczką i w okularach. Nie wiemy, dopiero przyjechaliśmy. Przepraszamy – dodalibyśmy, gdybyśmy poznali się już na angielskiej grzeczności, która nakazuje dodawać po każdej odmownej odpowiedzi „sorry”. Hej, macie ognia? Podchodzi młody everyman, w dżinsach, bluzie i czapce z pełnym daszkiem. Nie mamy, sorry. Czy to stacja East Acton? Zagubiona dziewczyna z burzą loków niepewnie podchodzi w naszym kierunku. Nie, Acton Town. Musisz przesiąść się na inną linię.

Języki na mapie metra

Powyższa sytuacja zdarzyła się naprawdę, a statystyki umacniają prawdopodobieństwo jej wystąpienia. Niezwykle miłe dla oka i solidnie opracowane statystyki. Oliver O’Brien, specjalizujący się w geowizualizacji i web mappingu badacz z University College London, na interaktywnej mapie ukazał, jakich języków (prócz wiodącego angielskiego) używa się najczęściej w obrębie danej londyńskiej stacji metra. Wyniki dla Acton Town: 63,9% – angielski, 7,9% – polski, 3,8% – somali. „Odpoczywaliśmy” przy Acton Town przez pół godziny, a stację bez przerwy przemierzali ludzie. Ośmiu na stu mówiło po polsku – nic dziwnego, że co rusz podchodzili zwabieni dźwiękiem mowy ojczystej rodacy.

Wielojęzyczność w liczbach

W Londynie, niespełna 8,5-milionowym mieście (to dane oficjalne, mieszkańców może być więcej), rozbrzmiewa więcej niż 100 języków i dialektów. Dla 1,7 miliona londyńczyków pierwszym językiem nie jest angielski, a ok. 300 000 nie rozumie go wcale. Według statystyk, 2% (co pięćdziesiąty!) mieszkańców metropolii mówi po polsku – to drugi, zaraz po angielskim, język wiodący. Podążają za nim bengalski (używany głównie w Bangladeszu i Indiach), gujarati (w Indiach), francuski, urdu (język Pakistanu i Indii) i arabski. Są takie regiony miasta, gdzie konkretny język obcy można usłyszeć na każdym kroku, np. Perivale. Wedle statystyk O’Briena, polski ma tu udział w postaci aż 19,3%. A po bengalsku na ruchliwej stacji Whitechapel mówi co czwarty mieszkaniec!

Po Londynie z dyktafonem w ręku

Spacerować po Londynie to jak podróżować dookoła świata. Tego zdania był Jarosław Sępek, gdy wymyślił projekt „W 80 dni dookoła świata (nie wyjeżdżając z Londynu)”. Podjął zakład sam ze sobą, iż w 80 dni uda mu się zebrać w angielskiej stolicy drogą nagrywania 80 różnych języków. Podobnie jak naukowiec z University College London, za punkty wypadowe obrał stacje metra. Wysiadał z pociągu, zagłębiał się w uliczki i… nagrywał. Jak pisze w książce-relacji z projektu: By przekonać się o wielokulturowości miasta, wystarczyło popatrzeć na twarze i ubiory, posłuchać języków i akcentów podróżnych na Charing Cross. Tutaj komuś rozwiązał się turban, tam wypadł modlitewnik, jakiemuś mężczyźnie zawinął się pejs, a inny w tym czasie zakrztusił się frytką. Nie zdradzimy, czy panu Sępkowi udało się podołać wyzwaniu – jednak w Londynie do jego realizacji warunki miał idealne.

Trafalgar Sqaure. Ogromny plac przed National Gallery w niedzielne popołudnie zajęty przez tłumy sikhów. Z banerami, w turbanach, zgromadzeni w proteście. Przeciwko komu, czemu? Nie wiemy. Obawiamy się, czy galeria nie jest w wyniku wydarzenia zamknięta. Nie, na szczęście. Przeciskamy się przez morze czerwono-żółtych turbanów, zastanawiając się: w jakim mieście jesteśmy? Po wejściu do muzeum możemy odetchnąć: otacza nas znana, bardziej zrównoważona wielokulturowa mieszanka, a w oddali żółcą się „Słoneczniki” Van Gogha. Moskiewscy turyści wysypują się z autokarów po drugiej stronie placu.

W londyńskim Chinatown roi się od czerwonych lampionów, a tabliczki z nazwami ulic zapisano w dwóch językach: po angielsku i po mandaryńsku. Na Edgware Road o każdej porze dnia i nocy zjesz kebaba lub shoarmę przy akompaniamencie arabskiej muzyki, a „na Ealingu” udasz się do polskiego sklepu po wytęsknionego „grześka”, po czym pójdziesz na polską mszę. Każdy z tych rejonów otwarty jest na przybyszów z innych kultur (nie zapominając o rodowitych londyńczykach – oni też muszą się przecież gdzieś podziać), dlatego przebywając w Londynie, usłyszysz językową mieszankę, z jaką nie zetknąłeś się nigdy wcześniej. Dla takich dźwięków warto zdjąć słuchawki.