Przedsiębiorca, milioner, człowiek wielu profesji. Prezydent USA. Taką osobę zazwyczaj określa się mianem człowieka renesansu, jednak o nim wielu woli mówić po prostu: błazen. Na temat wyrazistej osobowości Donalda Trumpa naukowcy prowadzą liczne analizy. Niektóre z nich dotyczą ważnego aspektu – prezydenckiego języka.

Bardzo, bardzo źle mówi

Badacze zgadzają się co do tego, że mowa jednego z najważniejszych światowych polityków zdecydowanie wyróżnia się na tle piastujących podobne mu stanowisko. George W. Bush jako prezydent również nie popisywał się erudycją, jednak daleko mu do Trumpa językowego poplątania, radykalizmu i emocjonalności. Za brytyjskim dziennikiem „The Guardian” powtórzę pobieżne wnioski z analiz:

    1. Trump używa niewielkiego zasobu słów. I nie jest to przemyślana strategia, ale działa, jakby nią była. Terminami, których znaczenie trzeba sprawdzać w słowniku, raczej nie przyciągnąłby grupy docelowej.
    2. Składnia, ortografia i interpunkcja Trumpa są, łagodnie mówiąc, katastrofalne. Wystarczy spojrzeć na jego tweety.

  1. Ma skłonność do wyolbrzymiania, stosowania hiperboli. Lubi słowa „najlepszy”, „wspaniały”, „wielki”, a z drugiej strony „fałszywy”, „niesprawiedliwy”, „najgorszy”. Podkreśla cechy poprzez „bardzo, bardzo, bardzo” (np. „a very, very, very amazing man”).

Prezydent miłuje uproszczenia, o czym świadczą chociażby urywki jego wypowiedzi w mediach społecznościowych: „Travel expenses O.K.”, „Getting along with Russia (and others) is a good thing, not a bad thing”. Niekiedy chciałoby się powiedzieć mu „nie krzycz”, bo czytelnik ma wrażenie, jakby mówił kapitalikami. Te słowa są ciężkie, mocno nacechowane emocjonalnie, wręcz siejące ferment. Wielokrotnie prezydent odwołuje się ,na zasadzie opozycji, do mitycznego „they”. „Oni” to ludzie źli, okradający nas i knujący za naszymi plecami. „My”, czyli Amerykanie, nie damy się, pokażemy im, wygramy.

„We have some meetings scheduled today. I think we have six people who are really sort of O.K. They are all good people. We don’t have bad people. I know the bad people. Believe me, do I know bad people. Z tekstu „Excerpts From The Times’s Interview With Trump” New York Timesa”

„Mamy zaplanowane na dzisiaj kilka spotkań. Myślę, że mamy sześcioro ludzi, którzy są raczej w porządku. Wszyscy to dobrzy ludzie. Nie mamy złych ludzi. Znam złych ludzi. Wierzcie mi, że znam złych ludzi.”

Szczerość przywódcy czy kreacja medialna?

W jednym z badań naukowcy skupili się na próbie pierwszych 30 tysięcy słów, wypowiedzianych przez nową głowę państwa – nie wliczając w to przygotowanych przemówień i postów w social media. Okazało się, że Trump mówi po angielsku najmniej poprawnie spośród branych pod uwagę 15 amerykańskich prezydentów, rządzących od 1929 roku. Badacze z Factba.se przeprowadzili kilka różnych testów, m.in. na kompleksowość, różnorodność, adekwatność słownictwa. Z opublikowanymi w sieci wynikami Trump skonfrontował się poprzez wpis na Twitterze. Odpowiedział, że przecież jest „very stable genius” i „like, really smart”.

Podobne badanie erudycji amerykańskich polityków najwyższej rangi odbyło się w ośrodku akademickim Carnegie Mellon. Jak się okazało, kandydaci na prezydenta USA posługują się językiem na poziomie uczniów 5 – 7 klasy szkoły podstawowej. Donald Trump w statystykach uplasował się na pozycji niemal najniższej, językiem operując lepiej jedynie od jednego polityka, wspomnianego wcześniej George’a W. Busha. Naukowcy orzekli, że obecny prezydent wysławia się w podobnym tonie, co przeciętny ośmiolatek! Profesor John McWhortera z Columbia University potwierdza: Donald Trump w sytuacjach formalnych używa języka codziennego, nie rozróżnia norm formy pisanej i mówionej. Podkreśla, że uczył się w najlepszych szkołach, ale jakby nic z nich nie wyniósł.

Dziennikarze mówią o Trumpie: barowy mówca. Zapraszają do swoich programów telewizyjnych aktorów, którzy, ku uciesze publiki, odtwarzają prezydencką mowę. Niektórzy wnioskują, że chaotyczne wypowiedzi tego spadkobiercy rodzinnej fortuny mają związek z nadmiernym wpatrywaniem się przez niego w telewizor. W trakcie wywiadów i rozmów Trump odwraca uwagę od tematu, komentując to, co dzieje się na ekranie.

„Make America great again”

Prezydentowi nie sposób jednak odmówić charyzmy. Barackowi Obamie zarzucano, że jego wypowiedzi są przeintelektualizowane, Trump swoją prostotą dociera do znacznie szerszego elektoratu. Odwołuje się do (przeminionej już?) potęgi swojego kraju, wspiera najprostsze, radykalne, lecz na dłuższą metę szkodliwe rozwiązania. Komentatorzy zwracają uwagę: te puste, choć z pozoru wielkie, słowa, mogą być niebezpieczne. Nie raz w historii zdarzyło się, że masy uległy mowie nienawiści, wzmacnianej ciągłymi zwrotami do ludu. Donald Trump wiele swoich myśli kończy bezpośrednim: believe me. To człowiek, który posługuje się kontrowersją, by sprawiać wrażenie osoby do bólu szczerej.

język Donalda Trumpa
Tabelka przywoływanych przez niego w odniesieniu do konkretnych grup społecznych problemów ukazuje, jak prezydent wciąż dolewa oliwy do ognia. Kieruje wściekłość klasy pracującej na Hilary Clinton, Baracka Obamę, globalizację, imigrantów i owych nieodgadnionych „innych”. Media ostatnimi czasy sugerowały, że potok nieprzemyślanych słów Trumpa może skłonić Kim Dzong-Una do naciśnięcia niszczycielskiego czerwonego przycisku.

“North Korea best not make any more threats to the United States. They will be met with fire and fury like the world has never seen.”

„Lepiej dla Korei Połnocnej, by nie kierowała więcej żadnych gróźb w stronę Stanów Zjednoczonych. Inaczej potraktujemy ich ogniem i wściekłością, jakich jeszcze świat nie widział”.

Nie znamy się osobiście, prawdopodobnie nigdy nie dowiem się prawdy. Wydaje mi się jednak, że człowiek taki jak Donald Trump nie zdaje sobie sprawy z potęgi języka w budowaniu marki osobistej – a mimo to jest w tym mistrzem. Zdarzali się w polityce światowej szaleńcy, którym warto było zaufać. Winston Churchill, choć często wypowiadał się niestosownie do okoliczności, ważył słowa. A ten mocno nadmuchany, płowowłosy amerykański balon może wkrótce pęknąć.