Nie wolno wartościować – to podstawowa zasada człowieka szanującego mieszającą się różnorodność kulturową współczesnego świata. Co dla Chińczyków normalne, Europejczyka może jednak przyprawić o wzrost ciśnienia/odruch wymiotny/dreszcze (niepotrzebne skreślić). W ramach treningu neutralności przeczytajmy poniższe, oddychając głęboko:
-
W tym artykule dowiesz się:
Jedzenie
– to ulubiona pożywka (nawiązanie niezamierzone) do szokowania chińską kulturą ludzi Zachodu. Na stoły nie tylko prowincjuszy trafiają psy i koty (w chińskim Yulin odbywa się nawet kontrowersyjny dla Europejczyków festiwal psiego mięsa), przygotowane na różne sposoby: gotowane, smażone, pieczone, z dodatkiem owoców i warzyw. Zapytany o ulubiony domowy przysmak przez Magdę Gessler w trakcie „Kuchennych rewolucji” chiński kucharz bez zastanowienia odpowiedział: pies. I na wytykanie palcem przez ludzi Zachodu Chińczyk ma odpowiedź: czy to świnia, czy pies, i tak trafi do gara – i zarzuca nam hipokryzję. Ma rację. My też hodujemy i zabijamy z nieodpowiednich powodów i w nie dość godnych warunkach. Wracając do tematu: koty, psy, kurze łapki (to przysmak, który schodzi w supermarketach lepiej niż piersi z kurczaka), a także „stuletnie” jaja – najpierw gotowane, następnie przez kilka miesięcy konserwowane w specjalnej miksturze. Efekt? Brązowo-zielona galareta o odrzucającym nas zapachu. Chińczycy się zajadają.
-
Bekanie
– w ramach docenienia posiłku, obowiązkowo.
-
Siorbanie
– głośne picie herbaty czy też zupy wprost z miski wynika ze względów praktycznych – w Chinach potrawy spożywa się na gorąco, nie czekając, aż ostygną, dlatego usta muszą pozostać otwarte. O zachowaniu Chińczyków przy stole można by napisać rozprawę. Do powyżej wspomnianych zwyczajów dochodzi przeżuwanie mięsa (co wymaga czasu, zwłaszcza że podaje się je w całości, z kośćmi i chrząstkami) i wypluwanie resztek na stół po to, by sięgnął po nie ktoś inny. Stąd, wystosowane przez ludzi Zachodu, porównania Chińczyków do zwierząt.
-
Spluwanie
– charczenie i wydobywanie z trzewi wielkiego gluta ma oczyszczać organizm z toksyn, dlatego Chińczycy, chorzy czy też nie, nie krępują się pluć niemal wszędzie. Smarkają, pokasłują i charczą, a następnie wypluwają na ulicę, w metrze, a nawet na podłogi sklepowe czy w salach lekcyjnych. Europejczykom trudno powstrzymać odruch wymiotny, a co bardziej obyci z chińską kulturą radzą: nigdy nie zasiadaj do stołu z wieśniakiem. Żeby nie było – plują również ludzie wykształceni, pracownicy korporacji i kobiety.
-
Dłubanie w nosie
– co dla Chińczyka codziennością, człowiek Zachodu przyjmuje ze zdziwieniem… A gdy spostrzeże się, że siedzący obok w metrze namiętnie poszukuje „skarbów” w jamach nosa, z obrzydzeniem się przesiada. Chińczycy wyrzucają obrzydliwą dla nas zawartość na podłogę lub… wkładają do ust. Albo rozsmarowują.
-
Rzadkie mycie
– odwołując się do doświadczeń nauczycielek w chińskich „podstawówkach”, dzieci nie dotyczy mycie rąk przed jedzeniem, a niekiedy nawet po wykonywaniu pracy plastycznej. Nawet w regionach, gdzie temperatura w ciągu dnia sięga 40 stopni, Chińczycy myją się tylko raz, rano wędrując do metra z unoszącym się nad nimi zapachem potu, co obcokrajowcy porównują do sytuacji, w której do środka komunikacji miejskiej wsiądzie niezadbany pan „spod sklepu”. Wielu takich panów…
-
Długi paznokieć
– chińskie kobiety bardzo chwalą sobie tipsy, a panowie długie paznokcie. Niektórzy zapuszczają wszystkie, inni symbolicznie, tylko jeden – na znak, że nie muszą pracować na roli, by wyżywić rodzinę. Paznokieć to oznaka zamożności. Praktyczna. Można nią wydłubywać resztki jedzenia spomiędzy zębów lub grzebać w nosie. Ile pod taką płytką gromadzi się brudu, wie tylko Chińczyk.
-
Zwyczaje toaletowe
– podróżnicy chwalą sobie tak dużą ilość darmowych toalet publicznych w Państwie Środka. I chętnie z nich korzystają, gdy już przywykną do faktu, że nie ma w nich… oddzielających kabiny ścian. Wypróżnianie się to naturalna czynność fizjologiczna, dlaczego ktoś miałby się z tym kryć? Dla człowieka Zachodu obecność obserwatorów to często jednak bariera nie do „przeskoczenia”.
-
Załatwianie potrzeb fizjologicznych, gdzie popadnie
– prym wiodą w tym dzieci. Chińczycy raczej stronią od pieluchy, więc bobasy pełzają i dreptają z dziurą w dolnej części ubranka, przez którą na ulicę wypadają ekskrementy. Gdyby tylko na ulicę. Zdarza się, że rodzic pozwala dziecku „przykucnąć” w metrze czy sklepie odzieżowym znanej europejskiej marki. Bardziej kulturalni wysadzają pociechę nad kosz na śmieci, kratkę ściekową lub podążają w ustronne miejsce. Stanowią jednak mniejszość. Co ciekawe, podążaniem za „naturalną higieną niemowląt” (sposobem na uniknięcie pieluch, a tym samym konieczności stresującego „odpieluchowania”) zachwycają się dzisiaj świadome zachodnie mamy.
Obrzydliwe, absurdalne, kuriozalne… Takimi słowami często określa się powyższe elementy chińskiej kultury. Niesłusznie, bo są po prostu inne. Zakorzenione w chińskiej mentalności jako słuszne i właściwe, Chińczykom służą. A my to respektujmy.