Ekspansja Tindera przebiega etapowo. Cel: połączyć statystycznego użytkownika z jak największą liczbą osób na całym świecie. Jak wygląda tłumaczenie i lokalizacja najpopularniejszej aplikacji randkowej, dzięki której namiętnie ćwiczymy umiejętność przesuwania kciukiem?
W rozwoju każdego aspirującego do podboju rynków zagranicznych przedsiębiorstwa przychodzi moment, gdy potrzebne jest tłumaczenie produktu bądź komunikacji na język obcy. Jak mówi Andy Andersen, nadzorujący tłumaczenia Tindera na 56 języków i osadzenie aplikacji w Google Play, App Store i innych tego typu sklepach, im wcześniej tym lepiej. W 111 odcinku podcastu Globally Speaking pt. „Tinder Takes Dating Worldwide”, Andersen podaje przykład globalnego giganta – Ubera, który dzięki jednoczesnemu wprowadzeniu usługi w kilku językach, utrzymał tytuł prekursora i pioniera na rynku aplikacji quasi-taksówkowych.
Nie wszyscy chodzą na randki
Czy tłumaczenie aplikacji mobilnej wystarczy, by wprowadzić ją na kolejny rynek? W większości case studies – nie. Konieczna jest lokalizacja, czyli dostosowanie treści do warunków lokalnych: kultury, wzorców zachowań, poczucia swojskości. Jak odbywa się to w Tinderze?
Andersen lubi wyjaśnienia zacząć od początku, czyli od konceptu randki. Przywołuje książkę komika Aziza Ansariego pod tytułem „Modern Romance: An Investigation”, której autor prześledził, jak zapoznanie młodej pary odbywa się w różnych krajach świata. Ansari zauważa, że nie wszyscy chodzą na randki. Niektórym Hindusom czy Arabom partnera/partnerkę wciąż wybierają rodzice. Pod wpływem wzorców z Zachodu tradycja zaczyna się jednak przełamywać, a na lokalne rynki nieśmiało wkraczają pierwsze aplikacje randkowe, dostosowane do danego kręgu kulturowego. Według Andersena oznacza to, że na ichnich rynkach znajdzie się miejsce również dla Tindera.
Menedżer zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt: ewolucję romantycznych kontaktów międzyludzkich w miarę upowszechnienia internetu i pojawienia się pierwszych czatów, a następnie mobilnych aplikacji. W erze przedinternetowej na randki chodziło się ze znajomymi, ewentualnie ze znajomymi znajomych, czyli sieć powiązań składała się z jednego, maksymalnie dwóch ogniw. Ogłoszenia matrymonialne w prasie, mimo że to idea wiekowa, nie dawały swobody i poczucia bezpieczeństwa. Dziś, za pośrednictwem Tindera, mamy dostęp do setek ludzi. Niektórym poświęcamy zaledwie 1 sekundę, oceniając li jedynie ich zewnętrzny wygląd.
Lokalizacja w Tinderze to:
– tłumaczenie – niezbędne, by przedstawić aplikację nowemu, szerszemu gronu odbiorców. Nie przekładamy tekstów „słowo w słowo”, a zwracamy uwagę na kontekst lokalny: slang (jak w danym języku mówi się na „miłość”, „romans” czy „randki”?), obyczajowość (w pewnych kulturach pisanie wprost o pocałunkach może być uważane za obrazoburcze), a nawet przepisy prawa (w niektórych prawach związki homoseksualne są zakazane, nie można się do nich odwoływać w tekście promocyjnym);
– SEO – status Tindera na rynku mobilnych aplikacji randkowych wydaje się na ten moment nienaruszona, jednak i gigant musi dbać o dobre pozycjonowanie. Frazy kluczowe dobieramy odpowiednio do języka tekstu – mogą być to również wyrażenia slangowe i skróty;
– dostosowanie grafiki, zrzutów ekranu, obrazów ilustrujących aplikację – według Andy’ego Andersena, przedstawiciele grup docelowych z innych krajów w różny sposób odbierają grafiki ilustrujące Tindera w sklepie aplikacji mobilnych. Menedżer poleca wykonywanie badań fokusowych w lokalnej społeczności, której członkowie głosują na poszczególne wersje zdjęć i zrzutów ekranu oraz podpowiadają, co należy zmienić. Czy dystans między parą powinien być mniejszy czy większy?; czy uśmiech kobiety umawiającej się na randkę radosny czy raczej tajemniczy?
– rozwiązywanie problemów lokalnych – zespół Tindera stara się kłaniać się nisko odbiorcom z różnych krajów, środowisk, grup społecznych. Jednym z działań firmy było uruchomienie wersji Tinder Lite, która działa na starszych typach smartfonów i zajmuje mniej pamięci niż klasyczna aplikacja. Umożliwiło to używanie Tindera w konkretnych rejonach geograficznych na znacznie większą skalę. Tinder stara się odpowiadać na potrzeby użytkowników, których poszukiwania drugiej połówki zawężają się w związku z konkretnym kryterium (wiary, rasy, poglądów itp.).
Co ciekawe, Tinder opracował proces lokalizacji, a zarazem otwierania się aplikacji na cały świat.
Tinder Global Mode to dodatek, dzięki któremu niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy, możemy połączyć się z użytkownikami z dowolnego miejsca na Ziemi. Przydatne, gdy wkrótce przeprowadzamy się do innego miasta, wybieramy się w podróż z dużą ilością czasu wolnego lub… chcemy nauczyć się nowego języka. Ostatnie zastosowanie aplikacji randkowej jest nieco kontrowersyjne, bowiem większość użytkowników Tindera pragnie poznać język obcy wyłącznie w sposób fizyczny, niemniej jednak – jak radzi contentwriterka LC Hunter – zagadywanie osób zamieszkujących dany krąg językowy w jasno przedstawionym celu, pomoże znaleźć partnera do wspólnej nauki.
Zespół Andy’ego Andersena dokłada wszelkich starań, by odbiorca wizerunku aplikacji w Sklepie Google czy AppStore na pytanie „Does it seem local to me?” (w wolnym tłumaczeniu: czy korzystając z aplikacji będę się czuł/a dobrze i swojsko?), odpowiedział „tak” w swoim ojczystym języku, i – co ważniejsze – wybrał „Zainstaluj”. Menedżer Tindera ma także radę dla przedsiębiorców, którzy w 2022 roku wprowadzają swoją markę na rynek: „Pamiętaj, że USA to nie tylko rynek angielsko-, ale również hiszpańsko-, chińsko- i filipińskojęzyczny”. Brak większej liczby opcji językowych to zmniejszenie liczby użytkowników produktu już na starcie.