Wrażliwość językowa Kaczora Donalda. Co możemy wynieść z zabawy słownej w komiksie?
Niewielkie dymki, krótkie dialogi. Wydawałoby się, że w komiksie nie ma miejsca na wyrazy językowej maestrii: wymowne parafrazy, trafione jak strzał z bicza porównania czy cytowanie wielkich filozofów. Wyjątek to „Kaczor Donald”, przynajmniej w niektórych wersjach językowych.
W tym artykule dowiesz się:
Jak tłumaczyć komiksy?
Dr Maarit Koponen, badaczka technologii tłumaczenia z Uniwersytetu w Turku (Finlandia), swoją pracę pod tytułem „Zabawa słowem w komiksach Donald Duck i ich fińskich tłumaczeniach”[1] rozpoczyna następująco: Tłumaczenie komiksów jest proste. Oczywiście autorka w kolejnych zdaniach tłumaczy tę kontrowersyjną tezę, dodając stwierdzenie „wydawałoby się” i szereg argumentów, które jej przeczą.
Dlaczego przekład komiksów to ciężkie zadanie?
- Dialog w komiksach musi być dynamiczny.
- Powinien wyczerpać informacje istotne dla historii, a jednocześnie zmieścić się w wyznaczonych dymkach (niektórzy nazywają je „chmurkami”).
- Ograniczone pole tekstowe ma również narracja.
- Tekst powinien być spójny z obrazem, wywołując unikalne doświadczenie czytania.
- I najważniejsze: komiks czytamy dla rozrywki, zatem dobry tłumacz powinien zadbać o humor.
Jak wskazuje w swojej pracy dr Koponen, najwięcej zabawy dostarczają czytelnikowi nawiązania do kultury i zrozumiałe, naturalne dla jego języka żarty słowne. Badaczka wskazuje na jeszcze jeden ważny aspekt: grupę docelową. Zarówno twórcy, jak i tłumacze komiksowych historii, powinni pisać językiem dopasowanym do odbiorcy. Spodziewanego lub… przypadkowego.
Polska rzeczywistość w Kaczogrodzie
By przyciągnąć rodzimego czytelnika, tłumacze winni dokonać możliwie największej lokalizacji, czyli dostosowania treści do danej kultury. Odbiorców z Polski bawią przygody pechowego (bo urodzonego w piątek 13.) Donalda, dusigrosza Sknerusa McKwacza, bystrych siostrzeńców Hyzia, Dyzia i Zyzia, szczęśliwca Gogusia, wynalazcy Diodaka i wielu innych bohaterów charakterystycznych.
Tłumacze polskich wersji „Kaczora Donalda” umiejscowili fabułę w Kaczogrodzie. Akcja dzieje się tu bądź w innych miejscach kaczego uniwersum: na Kwawajach czy na Kwalasce. Bohaterami są ludzie i kaczki, równorzędni obywatele miast i wsi. Twórcy często to podkreślają, np. czarownica Magika po przemianie w psa: „I gotowe. Zmieniłam się w najlepszego przyjaciela człowieka i kaczora.”; Superkwęk stojąc na dachu wieżowca: „Mam całe miasto u płetw”. Kaczki zachowują jednak pewną odrębność. Swoją mowę określają mianem kwakania, niejednokrotnie można usłyszeć od nich słynne „kwa” czy „kwrr” zamiast „grr”.
O czym ty do mnie kwaczesz?
W dialogach z „Kaczora Donalda” w tłumaczeniu Jacka Drewnowskiego i innych, kaczki (i ludzie) często korzystają z zasobów polskiej kultury. Spoglądając w niebo Donald wykrzykuje: „Widziałem orła cień”, Sknerus płaci rachunek za „artykuły spożywcze i kolonialne”. Wielkoludy z Wyspy Olbrzymów, zniesmaczeni kuchnią Sknerusa, tłumaczą mu swoje przewinienia: „Bo zupa była za słona!”. Sędziwy dusigrosz odpowiada na to: „Tak? Zaraz wam jeszcze przysolę!”. W dialogach postaci z Kaczogrodu czytelnik znajdzie zresztą liczne przykłady użycia wyrazów o podobnym brzmieniu.
Warto zwrócić uwagę również na nadawanie imion postaciom. W historii „Kaczor dziennikarski” (swoją drogą, zmyślna parafraza), pisarz science-fiction zwie się S.T. Artrek. W innym opowiadaniu puszysta tancerka baletowa to Prima Ballerona… Komiksy o przygodach Kaczora Donalda i Myszki Miki kierowane są do dzieci w wieku od 7 do 13 lat. Jednak, jak wynika z badania przeprowadzonego w Finlandii, co piąty czytelnik „Kaczora Donalda” to osoba powyżej 20. roku życia. Jak można domniemywać, rodzice i wielcy fani. (Niektórzy z nich nazywają się nawet donaldystami). Dobrze więc, by żarty honorowały dorosłych, ale nie wprowadzały w zaniepokojenie młodszych odbiorców.
Muzeum tłumacza – jak sobie na nie zasłużyć?
Czy przez wzgląd na językową inteligencję Kaczor Donald zyskał fanów również wśród dorosłych? Muzea przystojnego kaczora rozsiane są po całym zachodnim świecie, w niemieckim Szwarzenbach natomiast powstał Dom Eriki Fuchs. To instytucja, poświęcona niemieckiej wieloletniej tłumaczce przygód Kaczora Donalda i Myszki Miki. W jednym z materiałów dziennikarskich Erika Fuchs mówi: Oczywiście („Kaczor Donald” – przyp. aut.) to nie jest literatura wysoka, to rozrywka. Stanowi ona jednak formę groteski, ukazującej codzienne życie rodzinne i społeczne.
Erika Fuchs w historiach z Kaczogrodu (w wersji niemieckiej Entenhausen) starała się przemycić konstrukty znane każdemu Niemcowi: linijki z Shillera i Goethego, berlińską gwarę przestępczą (tę włożyła w usta Braci Be) czy karnawałowe święto Rosenmontag, które miało zastąpić Halloween. Znana tłumaczka odeszła nieco od stylu językowego wersji amerykańskiej. Każdej z postaci starała się nadać indywidualny charakter wypowiedzi, a także… samego kwakania. Skonstruowała zwroty, zwane przez językoznawców „Erikative”. To czasowniki skrócone do rdzenia, jak np. staun od staunen (dziwić się) czy knarr od knarren (trzeszczeć).
Martwię się, bo moje dziecko czyta „Kaczora Donalda”
„Kaczor Donald” nie należy do najspokojniejszych historii. Choć taka konwencja komiksu, by wiele i szybko się działo. Kaczory tłuką się laską, wychodzą „na kopniaku” i biorą udział w kotłowaninach, w których kończyny fruwają. Czytając przygody kaczora i spółki, dziecko chłonie jednak językową wrażliwość. Poznaje, choćby nieświadomie, elementy polskiej kultury: zwroty z literatury i piosenek, znane powiedzenia, związki frazeologiczne, możliwości zabawy literackiej.
[1] https://www.researchgate.net/publication/47930850_Wordplay_in_Donald_Duck_comics_and_their_Finnish_translations