Na stawiane od pokoleń przez filozofów, artystów i zwykłych śmiertelników pytanie: mieć czy być? każdy powinien wypracować własną odpowiedź. Wspólnie jednak deliberować możemy nad kwestią: mieć czy… mieć? A raczej: „mieć” czy „posiadać”? Zasady poprawnego używania języka polskiego w przypadku drugiego czasownika powszechnie się pomija.
Zawarta w Słowniku Języka Polskiego PWN definicja słowa „posiadać” brzmi następująco:
posiadać
- «być właścicielem czegoś, zwykle mającego dużą wartość materialną»
- «mieć jakąś wiedzę, jakieś umiejętności, znajomość czegoś»
- «charakteryzować się czymś»
- «mieć jakieś możliwości, dysponować czymś»
- «mieć coś jako część składową lub być w coś wyposażonym»
Według niej czasownik, ku wygodzie tych, którzy „mieć” i „posiadać” chcieliby używać zamiennie, przyjmuje szerokie spektrum znaczeń. Sprawa z podobnym użyciem czasowników jest jednak na tyle skomplikowana, że śmiało można stwierdzić: należy zapomnieć o powyższej definicji. Słownik Języka Polskiego to słownik opisowy, a jego główne zadanie opiera się na wyjaśnieniu znaczenia słów i przedstawieniu kontekstów ich powszechnego (niekoniecznie poprawnego!) użycia. Owszem, i według słownika poprawnej polszczyzny „posiadać” to „być właścicielem czegoś”. Czegoś, „co ma dużą wartość materialną”…
W tym artykule dowiesz się:
A „posiadaczem jest człowiek”
Opisy produktów na aukcjach internetowych i w kanałach teleshoppingowych informują, że urządzenie posiada kilka specjalnych funkcji, a posiadającego pchły psa wykąpać można dla jego ulgi w tym wyjątkowym szamponie. (Abstrahując od faktycznych walorów produktu) błędnie. Jedyną istotą posiadającą może być człowiek, urządzenie natomiast ma specjalne funkcje lub wyposażone w nie zostało. Podobnie jak pies, który ma pchły, lecz z pewnością nie cieszy się z tego faktu. Małe żyjątka nie posiadają w końcu wartości materialnej…Finansowo na plus
O tym należy pamiętać – „posiadana rzecz jest cenna, wartościowa”, a odpowiedź: tak, posiadam bilet na pytanie konduktora: czy ma Pan bilet?, niepoprawna. Choć nad względnością wartościowości można by się spierać, bo być może dla kogoś kolekcja lizaków Chupa Chups z roku 2006 stanowić będzie najcenniejszy przedmiot. Do poprawnych zalicza się jednak wyrażenia: posiadam zamek nad Loarą czy: jestem posiadaczem średniowiecznego manuskryptu. Uwaga: nie można „posiadać” długów! Dla osoby mówiącej mają one ujemną wartość materialną, stanowiąc zaprzeczenie posiadania.Nie posiadam tego, co żyje
A czy można posiadać konia wyścigowego? Najcenniejszego, ze szlachetną sierścią i naturalną dyspozycją do wygrywania wyścigów? Okazuje się, że… nie. Dopełnieniem „posiadania” musi być „rzeczownik, określający przedmiot materialny”. „Jaki koń jest, każdy widzi”, można nawet go dotknąć, lecz bijącego serca i poruszających się kończyn nie podepniemy pod definicję przedmiotu. Z tego samego powodu „posiadać” nie można rodziny – dzieci, współmałżonka, rodziców, choćby byli najcenniejszym, co w życiu mamy. Posiadam wiedzę, posiadam Internet, posiadam prąd – to stwierdzenia niepoprawne, gdyż dopełnienia stanowią rzeczowniki abstrakcyjne, niematerialne.W pełnym posiadaniu
Czasownika „posiadać” użyć można w kontekście „mieć” w sytuacji, gdy podmiot jest właścicielem czegoś. Niby oczywiste, zdarza się jednak powiedzieć: Marek posiada te klucze, podczas gdy przytrzymuje je tylko dla kolegi, gdy on wiąże buty. „Mieć” nie oznacza „dysponować”, choć, co ciekawe, w języku prawniczym posiadaczem jest właśnie osoba, która dysponuje jakąś rzeczą – niezależnie od tego, czy jest również jej właścicielem. „Posiadać” nie stosujemy wymiennie z „mieć”! Drugi czasownik oferuje o wiele więcej możliwości użycia i w razie wątpliwości pod znakiem „ten czy ten” powinniśmy zastosować bardziej powszechny.Język literacki rządzi się własnymi prawami – nie przyszłoby nam do głowy, by korygować pisarza, którego bohater „posiada nieposzlakowaną opinię” czy wiedzę z wszystkich ksiąg z Biblioteki Aleksandryjskiej. W codziennych rozmowach słowa „posiadać” warto jednak używać oszczędnie, gdyż szafowanie nim prowadzi do powstania pseudointelektualnego „bełkotu”.