literatura tłumaczenia… czy artysta z umiejętnościami tłumacza? Kim być, jakie cechy posiadać, by móc tłumaczyć poezję z zachowaniem wysokiego literackiego standardu? Tłumaczenie wierszy to jedno z najtrudniejszych zadań, z jakimi muszą zmierzyć się adepci przekładu. Czy istnieje zestaw wskazówek uniwersalnych, które pomogą przełożyć każdy utwór?

Jedno jest pewne: poezja tłumaczona słowo po słowie nie będzie brzmieć w języku docelowym tak, jak powinna. Zarówno w sensie fonetycznym, jak i metafizycznym – w wierszu chodzi w końcu o to, by przedstawić „nieuchwytne” w odpowiedniej formie. A w niej liczy się każdy element: zawartość „zgrzytających” spółgłosek np. cz, ż, sz w zdaniach (niekiedy pomagają „przedzierzgnąć się” przez ciężkie tematy), rymy dokładne bądź niedokładne, rymy typu abab lub abba, a nawet graficzny wygląd całości, który niekiedy – np. w książeczkach dla dzieci – potrafi przybrać kształt ślimaka. Forma istotna jest również dla zachowania gatunku. Tego, że „Pana Tadeusza” pisano trzynastozgłoskowcem raczej nie da się wyrazić w języku obcym, można jednak, ba! należy pamiętać o zachowaniu trzech wersów w haiku czy czternastu w sonecie.

Ile spojrzeń, tyle tłumaczeń

Przekaz uczuć z głębi serca wspomagają liczne środki: metafory, epitety, zmiany szyku zdania i odniesienia symboliczne. Dobry tłumacz musi je zauważyć, odkodować, rozebrać na czynniki pierwsze, a następnie złożyć na nowo w języku docelowym. Czy nie jest to sztuką? Już o samym przekładzie mówi się: sztuka, cóż dopiero przekład poezji! W nim liczy się jednak nie tylko serce, lecz również rozum. Starając się oddać myśli poety, tłumacz musi „wejść w jego umysł” – zapoznać się z kontekstem psychologicznym powstania dzieła, historią życia twórcy, a także realiami jego czasów. Bardzo często tłumacze utworów wierszowanych tworzą własne. Dzięki temu zaznajomieni są z procesem powstawania tego typu dzieła oraz dysponują potrzebną wrażliwością. Nie taką samą jak artysta, z którego przekładają – dlatego niektóre utwory doczekały się wielu tłumaczeń o różnym stopniu odmienności. Jak „Na pustyni” Stephena Crane’a
w przekładzie Leszka Elektorowicza:

Na pustyni
Ujrzałem nagą bestię,
Co przykucnęła na ziemi
Trzymała w rękach swe serce
Pożerając je.
Spytałem: czy to dobre, bracie?
Gorzkie jest, gorzkie – odrzecze;
Lecz mi smakuje,
Bo gorzkie
I – bo moje to serce.

oraz Andrzeja Szuby:

Na pustyni ujrzałem stwora, bestię nagą.
Przykucnął, żarł serce trzymane na dłoni.
Spytałem:
– Dobre, przyjacielu?
– Gorzkie ono, gorzkie – odpowiedział – ale mi smakuje,
bo jest gorzkie i to serce moje.

Drugi przekład brzmi lepiej, jednak to pierwszy zachowuje oryginalną formę – brak rymów oraz odpowiednią liczbę wierszy, co zgadza się z zasadami wykonywania tego typu tłumaczeń.

Trudny, bo niedługi

Mimo że krótkie i ujednolicone tematycznie, to haiku zdaje się być dla wielu tłumaczy ciężkim sprawdzianem umiejętności przekładu form poetyckich. O ile trzywersową oryginalną konstrukcję wiersza w tłumaczeniu można jeszcze zachować, to układ sylab w poszczególnych wersach (5-7-5) w języku polskim wraz z przeniesieniem znaczeń wygląda na „misję niemożliwą”. Do tego dochodzi wieloznaczność słów w języku japońskim, konieczność zawarcia w wierszu kigo – słowa odnoszącego się do pory roku, a także przekazania głębokiej myśli w zaledwie kilku wyrazach. Haiku zawiera ducha japońskiej kultury, a tłumaczyć je może ten, kto sam odczuwa ulotność chwili i piękno przemijania. Niestety, jak bardzo ów tłumacz by się nie starał, to i tak krótka forma po dokonaniu przekładu traci siłą rzeczy jeden z najważniejszych elementów – nierozerwalną z językiem „japońskość”.

Litwo, Ziemio Ojców!

Również i „polskość” znika po przełożeniu na język angielski inwokacji ze wspomnianej w pierwszym akapicie tego artykułu epopei narodowej. Katie Busch-Sorensen zrobiła to w ten sposób:

Lithuania, my fatherland! You are like health;
How much you must be valued, will only discover
The one who has lost you.

Tłumaczka znakomicie oddała znaczenie tekstu, przekazując go czytelnikowi w sposób zrozumiały. Na język docelowy nie przeniosła jednak tak istotnych dla rytmu utworu rymów. Uczynił to z kolei Marcel Weyland, pisząc:

Lithuania, my country! You are as good health:
How much one should prize you, he only can tell
Who has lost you.

W obydwu przykładach brakuje jednak ważnego elementu: licznych archaizmów i wyrażeń, które świadczą o klimacie XIX-wiecznego dzieła. Użył ich w swoim przekładzie inwokacji Kenneth R. Mackenzie:

O Lithuania, my country, thou
Art like good health; I never knew till now
How precious, till I lost thee.

Czy to tłumaczenie idealne? Cóż, biorąc pod uwagę możliwą rozbieżność przekładów dowolnego utworu, wielu tłumaczy mogłoby poprawić je według własnego punktu widzenia.

Teksty poetyckie tłumaczy się nie z języka na język, ale z poezji na poezję… – stwierdził wybitny tłumacz niemiecki, Karl Dedecius. Stanisław Barańczak, ustalając priorytety w przekładzie utworów wierszowanych, niejako podzielił jego zdanie, na pierwszym miejscu bowiem postawił wysokość klasy artystycznej dzieła. Jak w poezji, tak i w jej tłumaczeniu: najważniejsza metafizyka i sposób przekazu, dopiero później sens.

Oceń

Dodaj komentarz