Mile widziana słowo-zabawa

Język to materiał niezwykle plastyczny. Wiedzą o tym twórcy wszelkiej maści – poezji, prozy, ale i popularnych seriali, kinowych hitów, intrygujących haseł reklamowych oraz tajemniczych wlepek. Nie mniej kreatywne zadanie stoi przed tłumaczami wyników artystycznej płodności. Bo jak przetłumaczyć to, co, wydawałoby się, tylko w języku oryginalnym ma sens?

Jak Cockney Rhyming Slang, który wtrącają w swoje rozmówki rdzenni mieszkańcy wschodniej części Londynu, przepisowo urodzeni w zasięgu dzwonów kościoła St. Mary-le-Bow. Z powstaniem tego specyficznego elementu miejskiej gwary wiąże się kilka teorii: więźniowe mogli wymyśleć go po to, by uciec przed czujnym uchem strażników więziennych, sprzedawcy – by porozumieć się bez udziału klientów, czy mieszkańcy miasta – poza zasięgiem policjantów. Podstawę Cockney Rhyming Slangu stanowi rym, np. believe – Adam’n’Eve (pol. wierzyć – Adam i Ewa). Stary cockney zapyta więc: do you Adam’n’Eve it?!, po czym doda: He stole my jamjar! (pol. On ukradł mój słoik na dżem). I zanim pomyślimy: po co robić awanturę o słoik?, wiedzieć trzeba, że „jamjar” rymuje się ze słowem „car” (pol. samochód).

Do rytmu, do rymu, do śmiechu

Jak osobliwości słowne przetłumaczyć temu, kto z angielskim nie ma styczności? Przekład dosłowny w tym wypadku pominąłby clue slangu – rym. Lepszym rozwiązaniem wydaje się być utworzenie nowych, absurdalnie dobranych par słów: wierzyć – szczerzyć, pierzyć, herbacierzyć oraz samochód – dochód, kontrpochód, palcochód. Związane ze słowotwórstwem dylematy nie są obce tłumaczom bazujących na mnóstwie mikro-żarcików popularnych sitcomów. W jednej ze scen amerykańskiego serialu „Przyjaciele” Joey i Chandler w ten sposób rozmawiają o ewentualnym potomstwie swoich „milusińskich” – Kaczki i Kury: Chick and Duck, Duck and Chick, we can call’em Chuck or… Dick.  Tłumaczenie dosłowne: Kura i Kaczka, Kaczka i Kura, możemy je nazwać Kuczka lub… Kara oddaje sens wypowiedzi, gubi jednak komediowy aspekt.

Ponadjęzykowa siła podtekstu

Jak zawrzeć w polskim zdaniu podtekst ukryty w słowie na literkę „D”? Informacja: „w ang. żart słowny” sprawi, że widz poczuje się wykluczony, natomiast tłumaczenie dosłowne z przypisem, objaśniającym znaczenie potoczne słowa „dick”, może nie przynieść efektu w postaci salwy śmiechu. Najlepsze wrażenie zrobi oddanie konktestu i sensu jednocześnie, np.: Pisklak i Kaczka, Kaczka i Pisklak, możemy je nazwać Kaklak lub… Piczka. Ważne, by tłumaczenie dostosowane było do rodzimej kultury odbiorców, jednak nie do przesady. Na internetowych forach dla tłumaczy toczą się dyskusje typu: czy wzmiankowaną postać królowej amerykańskiego talk-show Oprah Winfrey można zastąpić rodzimą Ewą Drzyzgą? Jimmy’iego Kimmela Kubą Wojewódzkim? Opinie są wyrównane – według niektórych to niesmaczne, według innych konieczne.

Osadzone w kulturze

Dostosowanie do panujących w kraju odbiorców warunków kulturowych wielu dziełom wyszło jednak na dobre. Najzabawniejsze fragmenty dubbingów „Shreka” (nawiązania do Żwirka i Muchomorka, piosenki „Śpiewać każdy może” i wiele innych) czy komedii „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” (wzmianka o ówczesnej sieci telefonii komórkowej Idea, „pieczone korale” śpiewane na melodię „Czerwonych korali” Brathanków czy materiał o languście czytany przez Krystynę Czubównę) do dziś cytuje się, by rozweselić towarzystwo. Wniosek: tłumacz, który przekłada zabawy słowne z dostosowaniem ich do konkretnych realiów, musi wykazywać się poczuciem humoru.

Japoński – język kontekstu

A gdy tłumaczy pochodzące z Japonii materiały wideo w wersji bez oryginalnych napisów, również dużą znajomością kultury i intuicją. Japończycy bowiem swój język (jak i zachowanie) opierają na kontekście. Przykład? Zdanieねじを取り外す。(zapis romaji: neji o torihazusu) przetłumaczyć można jako „usunąć śrubę”, jak i „usunąć śruby” – liczba mnoga nie otrzymuje w japońskim osobnej formy. Liczebność wyrazić można ewentualnie za pomocą konkretnych liczb lub przymiotników „dużo”, „mało”, itd. Co ciekawe, powyższe zdanie mogłoby brzmieć również „usuwam śrubę”, gdyż Japończycy zwyczajowo w wypowiedzi usuwają reprezentację podmiotu. A jakby tego było mało, wiele spośród tysięcy znaków kanji czyta się w ten sam sposób. Sami Japończycy w chwilach niejasności prezentują w trakcie rozmowy wyrysowany palcem na dłoni odpowiedni ideogram. Znaczenie tkwi w sytuacji, a odpowiedzialność jej umiejętnego zobrazowania odbiorcom spoza japońskiego kręgu kulturowego spoczywa na tłumaczu.

Przekład zabaw słownych i kulturowych aluzji wymaga wszechstronnej wiedzy o świecie, o konkretnych państwach i języku, a także dużych pokładów kreatywności, nierzadko popartych literackimi zapędami. Wszystko po to, by językowe niuanse pełnić mogły w tłumaczeniu rolę wisienki na torcie.

Oceń

Dodaj komentarz