Jak wykonać prawidłowe, profesjonalne tłumaczenie? Czy korzystanie z Google Translatora jest zabronione w pracy tłumacza? Jakie obowiązki spoczywają na wykonawcy, a jakie na zleceniodawcy dzieła? Na te wszystkie pytania odpowiemy Wam w niniejszym artykule.
W tym artykule dowiesz się:
Rewolucyjne orzeczenie dla tłumaczy?
Przyczynkiem do naszych rozważań, jest niedawny wyrok Sądu Rejonowego w Poznaniu z 13 sierpnia 2020 roku (Wydział XII Gospodarczy, sygn. akt XII GC 669/17/5) w sprawie o użycie bezpłatnego translatora Google w wykonaniu umowy o dzieło polegającej na profesjonalnym tłumaczeniu.
Umowa o tłumaczenie
Przede wszystkim należy zwrócić uwagę, na fakt, ze autorskie tłumaczenie tekstu jest dziełem, a co za tym idzie może być przedmiotem umowy o dzieło. W umowie takiej, jak wskazuje art. 627 kodeksu cywilnego, przyjmujący zobowiązuje się wykonać dzieło zlecone przez zamawiającego.
Strony są zobligowane do ustalenia wynagrodzenia (art. 628 k.c.), terminu oddania dzieła, sposobu jego wykonania (art. 636 k.c.). Na wykonawcy spoczywa obowiązek oceny materiału dostarczonego przez zamawiającego (art. 634 k.c.). Jak można zauważyć, umowa o dzieło jest wbrew pozorom umową wcale nie prostą i jeżeli strony nie umówią się inaczej, to mają zastosowanie przepisy ogólne.
Tłumacz Google nie jest profesjonalistą
Stan faktyczny w przytoczonej sprawie wyglądał w sposób następujący: zamawiający zlecił wykonanie tłumaczenia tekstu, nie wymagał tłumaczenia przysięgłego, jednak pragnął, by było ono profesjonalne. Takie warunki zawierała umowa między nim a przyjmującym zlecenie. Zamawiający dostarczył materiał – tekst pierwotny. Przyjmujący zlecenie zobowiązał się wykonać je w sposób należyty i staranny. Jednakże przyjmujący zlecenie okazał się nie posiadać odpowiedniego wykształcenia – przygotowania do prawidłowego wykonania zlecenia. Ponad to, i co najważniejsze – przyjmujący zlecenie nie miał zamiaru dokonać profesjonalnego i w pełni samodzielnego tłumaczenia tekstu, a jedynie skorzystał z bezpłatnej aplikacji Google Translator. W rezultacie przekazał zamawiającemu tekst z błędami ortograficznymi, niezrozumiały (bez logicznej spójności), ze słowami, które pozostały w języku pierwotnym – polskim.
W związku z powyższym zamawiający musiał jeszcze raz zlecić tłumaczenie innemu podmiotowi i został narażony na stratę.
Sąd zwrócił uwagę, że na zamawiającym ciążą obowiązki, w postaci zawezwania do poprawienia dzieła – art. 636 k.c. W tym przypadku tej czynności zabrakło.
Pozwany natomiast tłumaczył wadliwe wykonanie tłumaczenia wadami tekstu pierwotnego (błędy stylistyczne, zła składnia). Owszem, zamawiający ma obowiązek dostarczyć, jeżeli jest to potrzebne (a przy zamówieniach zwykle jest) materiał do stworzenia dzieła. Jednakże przyjmujący ma obowiązek oceny materiału – art. 634. Jeżeli uzna, że materiał jest wadliwy, winien niezwłocznie poinformować o tym zamawiającego i jednocześnie ma prawo do odstąpienia od umowy.
Poznańska sprawa, którą rozstrzygał sąd rejonowy jest o tyle ciekawa, że po raz pierwszy wskazano, że w prawidłowym wykonaniu umowy o dzieło – wykorzystanie sztucznej inteligencji przez człowieka, nie sprawia, że mamy do czynienia dziełem w rozumieniu prawa autorskiego. Po wtóre, sąd orzekł, że aby doszło do nieprawidłowego wykonania umowy, przyjmujący zamówienie winien chcieć je obiektywnie wykonać. Po trzecie – po raz pierwszy sąd zważył, że przedłożenie, jako własnego, tłumaczenia wykonanego przez aplikację wykorzystującą sztuczną inteligencję, a przy tym darmową i powszechną jest naruszeniem praw autorskich!
Google translator a ochrona praw autorskich
Sąd Rejonowy w Poznaniu dokonał bardzo istotnych spostrzeżeń stwierdzając, że przyjmujący zamówienie tak naprawdę złamał także prawo autorskie. Sąd uznał, że skoro zamawiający również ma dostęp do tego samego tłumaczenia przed podpisaniem umowy, to tłumacz, tak naprawdę nie wykonuje żadnej umowy.
Co ciekawe, Google Translator w przypadku języka polskiego korzysta z bazy danych plWordNet (Słowosieć), która należy do Politechniki Wrocławskiej. Jest ona udostępniona na zasadzie licencji open source, to znaczy, że można ja wykorzystywać dowolnie, także komercyjnie.
Jednakże w tym konkretnym przypadku problem polega na tym, że tłumacz wykorzystał wprost, bezpośrednio i bez modyfikacji zasoby bazy, jakim był rezultat automatycznego tłumaczenia tekstu. I to w ocenie sądu zaważyło na nieuznaniu umowy za wykonaną w ogóle.
Źródła:
- J. M. Doliński, Tłumaczenie w prawie autorskim, Wolters Kluwer Polska, 2021.
- „Wrzucenie tekstu w Google Translate nie ma zbyt wiele wspólnego z profesjonalnym tłumaczeniem. I przyznał to także polski sąd” – bezprawnik.pl dostęp 23.12.2020