Zwykło się mówić, że angielski otwiera wszystkie drzwi. Dziś wypadałoby wprowadzić uaktualnienie: otworzył wszystkie możliwe, a profity związane z jego znajomością nie są już tak ekskluzywne. Klucze do nowych bram trzymają w ręku ci, którzy uczą się języków niszowych. Jakie zamki uda im się otworzyć?
-
W tym artykule dowiesz się:
do Krainy Licznych Propozycji Zawodowych…
– Ofert pracy na stanowiskach z wymaganym angielskim póki co nie przezwyciężą żadne inne, jednak konkurencja w przypadku rekrutacji na stanowisko z mniej popularnym językiem jest znacznie ograniczona. Wciąż niewiele osób uczy się języków niszowych, za główny powód podając ich trudność lub po prostu niezainteresowanie, podczas gdy znajomość czeskiego lub słowackiego może być cennym atutem dla przyszłego pracodawcy. Osób potrafiących posługiwać się również szwedzkim, niderlandzkim, estońskim, fińskim, białoruskim czy hebrajskim poszukują przede wszystkim firmy z branży outsourcingowej, ośrodki call center i… biura tłumaczeń. Czy popyt przewyższa podaż? Cóż, przeglądając zamieszczony na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości rejestr tłumaczy przysięgłych, łatwo wyciągnąć wnioski. Dla przykładu – jeśli chodzi o język gruziński, w naszym kraju stosownymi uprawnieniami mogą się pochwalić zaledwie 4 osoby. W przypadku hebrajskiego – 7 (z czego dwie prawdopodobnie zamieszkują w Izraelu), niderlandzkiego – 91.
-
… które nierzadko są lukratywne
– Włożone w naukę niszowego języka obcego poświęcenie nierzadko się opłaca. Wystarczy spojrzeć na ceny tłumaczeń, wprost proporcjonalnie rosnące do ogółu pracy tłumacza (lata spędzone np. na rysowaniu obrazków kanji, poznawaniu pisma niealfabetycznego czy przyswajaniu różnorodnych chińskich tonów – w porównaniu do czasu nauki języków, zapisywanych w alfabecie łacińskim), a także skali rozpowszechnienia danego języka. W skrócie, zarobki powinny opierać się na schemacie: im język trudniejszy (alfabet, słownictwo, gramatyka, rozbieżność z naszą grupą językową, wymowa), tym więcej czasu poświęconego na jego naukę, tym większe korzyści finansowe. Według jednego z wykresów najtrudniejsze języki to: (pominiemy znajdujący się na pierwszym miejscu polski), fiński, węgierski oraz estoński, ukraiński i rosyjski, arabski, chiński i japoński, hindi i suahili.
-
do Państw Zamożnych i Wysokorozwiniętych,
które cenią sobie zwłaszcza mówiących w ich językach specjalistów. Według analityków, warto uczyć się norweskiego, szwedzkiego, fińskiego (studenci podchwycili już trend – w roku akademickim 2014/2015 skandynawistyka na Uniwersytecie Gdańskim była jednym z trzech najbardziej obleganych kierunków), niderlandzkiego, chińskiego, japońskiego czy koreańskiego. Adeptów języków wschodnioazjatyckich przyciąga nie tyle życie w wysokim standardzie, co zupełnie odmienne, określane niekiedy mianem „innej planety” warunki kulturowe. Znajomość języka niszowego pomóc może również w interesach, gdy partner biznesowy z szacunkiem podchodzi do osoby, która swój cenny czas włożyła w naukę umożliwiającej lepsze porozumienie w jego mowie ojczystej.
-
do Pierwszego Miejsca na Liście
w kolejce po standardową pracę biurową. W ogłoszeniach często spotkać się można z frazą: znajomość drugiego języka obcego będzie dodatkowym atutem. Niewielkie czy średnie firmy kontaktujące się z kontrahentami z różnych krajów często nie mogą sobie pozwolić na zatrudnianie przypisanych do danego języka osób. Poszukują więc takich, które prócz komunikatywnego angielskiego posiadają w zanadrzu niemiecki, francuski, hiszpański lub dowolny inny – nawet gdy jedynie raz do roku zdarzy się sytuacja, że zadzwoni klient ze Szwecji, w rozmowie bardziej pomoże pracownik znający któryś z języków skandynawskich, niż ten władający tylko „standardowym” angielskim.
-
do Satysfakcji.
W nauczenie się arabskiego czy hebrajskiego sposobu zapisywania i wymowy słów trzeba włożyć dwukrotnie czy nawet trzykrotnie więcej czasu niż w przyswojenie sobie tych, zapisywanych alfabetem łacińskim. Wysiłek odpłaca się w ogromnej satysfakcji w momencie, gdy jako jedni z nielicznych jesteśmy w stanie zrozumieć nieznany innym „kod”. Prawdziwa duma czeka, gdy jesteśmy w stanie posłużyć za przewodnika po interesującym kraju – np. Chinach. Na marginesie: oczywiście po początkowym okresie załamania, kiedy po latach studiowania danego języka przyjeżdżamy do wymarzonego państwa i okazuje się, że niczego nie pojmujemy (okres ten trwa od kilku dni do kilku miesięcy) – jak ów student filologii angielskiej, który po postawieniu stopy na brytyjskim lądzie nie zrozumiał prostego pytania: What time is it? (pol. Która godzina?). Inna sprawa, że zadane zostało przez wychodzącego z pubu mężczyznę, który musiał wcześniej wychylić kilka pint.
-
do Podziwu i Poczucia Indywidualności.
Mimo że ucząc się języka niszowego, powinniśmy przygotować się na standardowy zestaw pytań: Wow! Czy to trudne? A po co się tego uczysz? Dogadałbyś się?, niemal zawsze wieńczonych frazą: Powiedz coś po japońsku / chińsku / wietnamsku / wpisać inne dowolne, prezentowanie swoich nawet miernych jeszcze umiejętności wywołuje malujący się na twarzy rozmówcy podziw. Towarzyszące przyswajaniu niepopularnej mowy poczucie wyjątkowości objawia się zwłaszcza w momencie poszukiwania trudno dostępnych materiałów do nauki bądź nielicznych w Polsce partnerów do rozmowy. I to uczucie, gdy na starówce miasta rozpoznamy pieczołowicie wkuwany język niszowy… Bezcenne.