Ten obrazek widzieliśmy dziesiątki razy. Akcja, która rozgrywa się w Niemczech, w Polsce, we Francji, a nawet w Japonii czy Afryce Środkowej – prowadzona w całości po angielsku. Dla nas, widzów trzeciej dekady XXI w., ów dysonans jest już nie do zniesienia. Dlatego upomnieliśmy się o oryginalność językową w filmie.
Zjawisko można zaobserwować na przykładzie corocznych nagród, przyznawanych przez Amerykańską Akademię Sztuki i Wiedzy Filmowej. 81. ceremonia rozdania Oscarów (za rok 2008) szczególnie zaznaczyła się na drodze do uznania językowej różnorodności w filmach, oglądanych na całym świecie.
Z jednej strony święcił tryumfy „Slumdog. Milioner z ulicy” – kręcony w Indiach, z aktorami o hinduskich korzeniach, przyozdobiony cechami Bollywoodu. Zdobył nagrody w 8. kategoriach, w tym dla najlepszego filmu, najlepszego reżysera, najlepszej muzyki i najlepszej piosenki („Jai Ho”), śpiewanej w języku hindi. Z drugiej, wśród nominowanych pojawił się „Lektor”. Historia powojennego romansu byłej nazistowskiej nadzorczyni obozowej z niemieckim nastolatkiem, rozgrywająca się w NRD, nakręcona… po angielsku. Niby łabędzi śpiew niewiernego językowi kina.
W tym artykule dowiesz się:
Różnorodność w filmie 14 lat później
95. ceremonia rozdania nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej przypieczętowała to, co udało się osiągnąć w zakresie promowania różnorodności przez kilkanaście lat. Zaczynając od obsypanego nagrodami obrazu „Wszystko wszędzie naraz” w reżyserii Dana Kwana i Daniela Scheinerta. Jego krytycy twierdzą, iż film stara się przyciągać widzów przy pomocy tanich chwytów. Fakt, oglądając przemieszczanie się bohaterów między dziesiątkami światów, możemy poczuć się jak na rollercoasterze. Całości dopełniają szaleńczo pomysłowe, dynamiczne i bardzo liczne sceny akcji, rozgrywane w otoczce feerii barw i dźwięków. Najlepszy film roku 2022 (według Akademii Filmowej) ma jednak głębokie przesłanie. Obrazuje, jak duże znaczenie dla relacji ma komunikacja i używanie języka. To oczywiste, choć na co dzień niekiedy nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Rozmowy w domu Evelyn i Waymonda toczą się w trzech językach: mandaryńskim (w nim kobieta rozmawia z mężem), kantońskim (to język ojczysty głównej bohaterki i jej ojca, Gonggonga) i po angielsku (służy do komunikacji między Joy i jej rodzicami, a także wieloma innymi bohaterami – w końcu rzecz dzieje się w amerykańskim mieście). Jak naprowadza nas tytuł, w międzyczasie każdy porozumiewa się, jak może. Evelyn w stresie przechodzi na kantoński, w angielskim mieszają się jej zaimki osobowe (a może to celowy zabieg, mówienie o partnerce swojej córki „he” zamiast „she”?), a w chwilach szczególnego rozdarcia między światami mówi w dwóch językach na raz. W jednym z nich bohaterki występują jako kamienie, porozumiewające się niewerbalnie. Dla widzów w tym momencie umieszczono stosowne napisy.
Co ciekawe, wszystkie kwestie w filmie tłumaczone są pisemnie, na angielski i/lub mandaryński. Taka wielorakość tłumaczenia to spełnienie życzenia laureata sprzed 3 lat, południowokoreańskiego reżysera Bong Joon-hona, który w jednej z przemów powiedział: „przed widzami, którzy pokonają dwucentymetrową barierę napisów, otworzy się niezwykle bogaty świat kina”. A napisy, czy nawet wsłuchiwanie się w całe fragmenty nieangielskojęzyczne bez transkrypcji (oto pretekst, by obejrzeć kolejny nominowany film, „Tar” z Cate Blanchett w roli głównej), nie stanowią już problemu. Przyzwyczailiśmy się.
Języki obce nie tylko w kategorii filmów zagranicznych
Akademia doceniła w tym roku również Indie, przyznając nagrodę za najlepszą piosenkę utworowi „Naatu Naatu”, pochodzącemu z filmu nakręconego w języku telugu – „RRR”. Jury wzięło zapewne pod uwagę widowiskowość ilustrującego ją tańca (i to, jaką furorę wywoła na gali oscarowej). „Naatu Naatu” to nie pierwsza, choć jedna z niewielu obcojęzycznych piosenek, jakie otrzymały to wyróżnienie: np. „Al otro lado del río” z „Dzienników motocyklowych” lub „Jai Ho” ze „Slumdoga. Milionera z ulicy”.
Nominowany w 5 kategoriach był również tytuł „Czarna Pantera: Wakanda w moim sercu”, składający głęboki ukłon językowi i kulturze Majów. Mieszkańcy terenów Meksyku, Gwatemali, Hondurasu i Belize wciąż posługują się zagrożonymi wyginięciem językami majańskimi. W filmie możemy usłyszeć jeden z nich, a także doświadczyć zrąbka wielowiekowej, wyjątkowej kultury.
Dlaczego to takie istotne?
Dokładna językowa reprezentacja (jak we „Wszystko wszędzie naraz”, gdzie zaprezentowano dwa języki – nie dialekty – chińskie) jest ważna z kilku powodów. Przede wszystkim, wpływa na estetykę filmu. W końcu idziemy do kina po to, by doświadczyć realizmu (są oczywiście także miłośnicy kiczu). Po drugie, amerykańskie wysokobudżetowe filmy oglądają widzowie na całym świecie. I jeśli reżyser decyduje się pokazać chińską dzielnicę Londynu lub kanadyjskie tereny zamieszkiwane przez Inuitów, z szacunku do jej mieszkańców powinien dobrać opowiednich aktorów i języki akcji.
Język odkrywa bogactwo innych kultur, jest nośnikiem informacji o obcym dla nas kręgu. Zdobyta wiedza natomiast pozwala nam rozmywać stereotypy – których w roku 2023 powinniśmy używać coraz mniej.