Przyjmijmy, że jesteś tłumaczem. Zajmujesz się przekładem tekstów w kombinacji językowej polski – angielski. Najpopularniejszej. Dostajesz propozycję wykonania tłumaczenia dla organizacji, która pod swoim postulatem pragnie zebrać jak najwięcej podpisów, również od obcokrajowców. Petycja dotyczy prawa do eutanazji.
Wchodzimy na grząski grunt. Uważasz, że każdy ma pełne prawo decydować o własnym życiu? A może widziałeś film dokumentalny o eutanazji, w którym kobieta po otrzymaniu finalnego zastrzyku szepcze: to straszne? Niezależnie od poglądów, jako tłumacz możesz w tej sytuacji obrać jedną z trzech ścieżek postępowania:
- radykalizm – mimo że zlecenie dobrze płatne, a organizacja cieszy się renomą – jeśli nie zgadzasz się z jej postulatem, odmawiasz wykonania tłumaczenia. Masz prawo, ale… Lekarz takiego prawa nie ma. Przysięga Hipokratesa zobowiązuje go do udzielenia pomocy każdemu, niezależnie od wyznania, koloru skóry etc. To tylko kilka akapitów, nie można porównywać tego do sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia – powiesz. Idee mogą jednak zasiać ziarno, które będzie miało wpływ na tysiące, miliony ludzi. Czy chciałbyś być „szczęśliwcem”, tłumaczącym teksty propagandowe w czasach rozwoju komunizmu czy nazizmu, przyczyniając się tym samym do wzrostu ich popularności?
- elastyczną moralność – kilkadziesiąt lat temu nie przełożyłbyś ani słowa z „Mein Kampf” czy czerwonej książeczki maoistów. Dziś – jak najbardziej! To świetna wprawka z tłumaczenia tekstów historycznych, a przy pracy możesz zagłębić się w procesie myślowym jakże innych, jak zaćmionych umysłów. Tłumaczenie artykułów z zagranicznych periodyków katolickich? Nie, raczej się nie podejmiesz, bo z kościołem nigdy nie było ci po drodze. Choć za drobną (dobrą) dopłatą możesz dokształcić się i w tej kwestii.
- rozdział pracy i poglądów – najzdrowsza opcja twoim zdaniem. Do urny jedno, przy biurku drugie – w końcu nikomu nie możesz zabronić wyznawania konkretnych poglądów. Najłatwiej. Przetłumaczysz wszystko: biuletyny dla organizacji LGBT i narodowościowych, które będą wykorzystane przy okazji odbywających się tydzień po tygodniu manifestów. Nikt nie zarzuci ci braku profesjonalizmu, a zleceniodawcy będą cenić za wszechstronność. Tylko w środku może coś kłuć, głos z tyłu głowy: kiedyś będę tłumaczyć tylko to, co zechcę.
Sytuacja dotyczy nie tylko środowiska tłumaczy, ale również PR-owców, copywriterów, dziennikarzy informacyjnych (i nie tylko), a także murarzy (komu stawiam świątynię?), strażników więziennych (czy mordercę traktować gorzej?) i dostawcy produktów spożywczych (czy wiozę mięso halal?). To problem niezwykle złożony, zaczynający się od dociekania, czym dla kogo jest prawda, a kończący się na wplątaniu w sprzeczności, takie jak paradoks kłamcy: człowiek, który mówi „ja teraz kłamię” mówi prawdę, czy kłamie? Jeśli kłamie, mówi prawdę, więc kłamcą nie jest. A jeśli nie kłamie, jest.
W tym artykule dowiesz się:
Najpierw zapłata, a tłumaczenie… kiedyś będzie
Etyka w zawodzie tłumacza na selekcji wykonywanych przekładów się nie kończy. Biuro tłumaczeń bądź tłumacz dogaduje się z klientem, (gdy trzeba) podpisuje umowę, a następnie wysyła gotowe tłumaczenie i przyjmuje zapłatę, w umówionej kolejności. To prosty i standardowy proces, nie przez wszystkich jednak praktykowany. Fora z dziedziny tłumaczeń pełne są postów typu „nie polecam”, w których poszkodowani (zarówno klienci, jak i tłumacze) wskazują konkretnych oszustów. Nieuczciwi tłumacze po przyjęciu zlecenia i zaliczki lub pełnej kwoty twierdzą, że „już robią”, obiecują za dzień, dwa, trzy, a w efekcie przesyłają niedokończony, pełen błędów przekład. Zdarza się, że miesiące trwa wymyślanie wymówek (zepsuty komputer, pobyt w szpitalu, pożar, powódź, trąba powietrzna), a tekstu jak nie było, tak nie ma.Nieuczciwi pracodawcy
Również tłumacze, oczekując godziwych warunków współpracy, dają się robić „w bambuko”. W środowisku znane są historie biur, które nie pokrywają im kosztów dojazdu na konferencję, a przy tym proponują wyjazd w godzinach nocnych, by mogli z samego rana dotrzeć na miejsce wydarzenia. Nocleg we własnym zakresie, na przykład… na dworcu. Nieprofesjonalne biura proszą o darmowe próbki przekładu, a także CV, które wykorzystują do własnych celów – przetwarzania danych w wydaniu nadającym się na drogę sądową.Walka z fałszywymi tłumaczami
Amerykańska organizacja „Translator Scammers Intelligence Group” zajmuje się tropieniem i upublicznianiem danych oszustów, którzy posługują się ukradzionymi curriculum vitae oraz danymi kontaktowymi tłumaczy, by wyłudzić pieniądze od potrzebujących przekładów. Na stronie internetowej organizacji niemal w nieskończoność ciągną się pseudonimy naciągaczy wraz z używanymi do szwindlu adresami mailowymi oraz nazwiskami ofiar oszustwa. Jak wygląda schemat działania nieuczciwych „biur tłumaczeń” czy „project managerów”? Proszą tłumacza o przesłanie CV z obietnicą wypromowania jego usług na rynku. Następnie modyfikują dokument wedle własnych potrzeb i przy jego użyciu oferują tłumaczenia, do których nigdy nie dochodzi. Patrząc na rozpiętość internetowej witryny, translator scamming (pol. szwindel) wydaje się być sporym problemem.W polskim, jak i zagranicznym środowisku znani są również tłumacze, którzy pracują dla danej firmy, by „podłapać” dane kontaktowe klientów i organizacyjne know-how, na bazie których zakładają własną działalność i z potencjalnymi zleceniodawcami kontaktują się już bezpośrednio. Oczywiście proponując korzystniejsze od wynegocjowanych wcześniej warunki.
Temat ów omawiać trzeba również w odniesieniu do etyki biznesowej, a jeśli chodzi o konkluzję dotyczącą etyki w zawodzie tłumacza, jak wszędzie: należy działać w zgodzie z własnym sumieniem. A przy najmniejszej wątpliwości, grać w otwarte karty.