Koszmar tłumacza, czyli „Finnegans Wake” Jamesa Joyce’a

Ostatni utwór irlandzkiego pisarza zawiera w sobie od 30 do 100 języków, liczne neologizmy i kalambury słowne, gry językowe, słowa-klucze, metaforyczne odniesienia i symbole – to z pewnością jedno z najtrudniejszych dzieł literackich nie tylko dla czytelników, ale i dla tłumaczy.

Otóż Joyce’a trzeba tłumaczyć jak najdosłowniej, zaczynając od liter, przez morfemy, słowa, kawałki zdań, interpunkcję, akapity etc. Przekładając tę powieść, poruszałem się na poziomie atomów języka, na poziomie molekularnym. – tak o swojej pracy mówił w jednym z wywiadów tłumacz Krzysztof Bartnicki, który przez ok. 10 lat tworzył polską wersję dzieła. Finneganów tren miał być dla niego wyzwaniem, jednak po latach Bartnicki wspomina bardziej o naiwności i rozczarowaniu oraz rosnących frustracjach (Postęp prac oceniałem nie w stronach, ale w liniach – pięć, sześć na godzinę;).

Pierwsze próby

Jako pierwszy w Polsce z tajemniczą i zagadkową książką Joyce’a próbował zmierzyć się Maciej Słomczyński. Ostatecznie opublikowano jedynie fragment tekstu, a konkretnie ósmy rozdział pierwszej księgi. Po nim wyzwanie podjął Tomasz Mirkowicz, pracę zakończył na pierwszych sześciu akapitach, które ukazały się w „Literaturze na świecie” w 1982 roku. Dopiero 30 lat później do księgarni nakładem wydawnictwa Ha!art trafił kompletny przekład autorstwa Krzysztofa Bartnickiego. W innych krajach nie było łatwiej, dlatego do dzisiaj ukazało się zaledwie 10 wersji językowych (oprócz polskiej – francuska, włoska, niemiecka, holenderska, hiszpańska, portugalska, japońska, koreańska i chińska).

Najtrudniejsza książka świata

Co sprawia, że Finneganów tren uznaje się za dzieło wręcz nieprzetłumaczalne? Joyce tworzy nowy język, swoisty, „bibliotekt” – jak określa go Bartnicki. W jednym ze zdań możemy np. znaleźć wyrazy, które autor zbudował z wielu części składowych, pochodzących z różnych języków (np. celtyckiego, języka shelta czy brytyjskiego dialektu). Oprócz rozszyfrowania kodu językowego, tłumacz musi skupić się na licznych odwołaniach kulturowych (kosmologicznych, mitologicznych i innych). Niezbędna jest literatura pomocnicza, kontakt z innymi badaczami Joyce’a, ale i niezwykła skrupulatność. Jak określa to Bartnicki Finneganów Tren: Nie stawia nowych problemów translatorskich – wyostrza te istniejące, ponieważ sam przekład odbywa się w tym wypadku […] wewnątrz języka, nie między językami. O tym jak trudno zrozumieć intencje Joyce’a przekonał się również francuski badacz Jacques Derrida, który poświecił wiele uwagi zaledwie dwóm słowom: He war. Słowo war może odnosić się zarówno do angielskiego rzeczownika, jak i do niemieckiego czasownika – tu zauważamy główny problem translatorski, który wiąże się z wielością języków w dziele irlandzkiego pisarza.

Sens jest, choć go nie widać

Dokładna analiza przypisów, dodatkowe informacje i wskazówki – bez nich, jak zgodnie twierdzą tłumacze, nie sposób zrozumieć dzieła Joyce’a. Znaczenia ma również forma, sam autor podkreślał jak ważne jest zachowanie oryginalnej czcionki, formatu, okładki, liczby stron, wspomina się również o melodyjność i rytmie frazy, na które powinno się zwracać uwagę podczas lektury.

Książka do dzisiaj wzbudza wiele kontrowersji. Niektórzy uznają ją za oniryczną podróż „w głąb ludzkiej, boskiej czy kosmicznej zbiorowej jaźni”, inny za dzieło grafomańskie lub nawet żart autora. Mimo to Finneganów Tren wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem, a chińskie tłumaczenie (jedno z ostatnich) okazało się bestsellerem.